Ludziom ciężko jest uwierzyć gdy opowiadam o tym co robię na co dzień. Na przykład wczoraj zajmowałam się łowieniem w ciemnościach pendrive'a z herbaty, którego wrzuciłam do kubka na skutek szoku wywołanego przez wysadzenie korków w całym domu ( przez żaróweczkę w piekarniku ). Ci co mnie znają wiedzą że piekarników boję się od zawsze, jak widać nie bez powodu. Swego czasu bałam się też video, na szczęście postęp techniczny sprawił że mam o jedną traumę mniej.
REKLAMA
I tak codziennie.
Muszę przyznać że w kwestii historii niespotykanych - tak lubianych w towarzystwie - sama dla siebie jestem konkurencją nie do pokonania. Ludzie podają sobie newsy typu to ta co "zgubiła się kiedyś pod PKIN" " wróciła z imprezy w zasznurowanych butach, ale bez skarpetki" " nie wie co to brutto" " ma uczulenie na długopisy bic, ale tylko z niebieskim tuszem (serio!!) " albo najbardziej spektakularne " widziałem jak grzebałaś na śmietniku w centrum " ( bo po wyjściu ze sklepu pomyliły mi się strony i zamiast wyrzucić paragon z prawej, machnęłam lewą ręką z portfelem ) .
Sensacyjne w niektórych kręgach opowieści maści: rano kręcę karton gipsy, po południu ocieplam poddasze a wieczorem układam płytki na moich znajomych nie robią już wrażenia. Szkoda, bo UWAGA UWAGA, po 4 miesiącach, 8 dniach i 11 godzinach skończyłam układać moją kochaną cholerną podłogę i mam na to dowody w postaci fotografii oraz totalnej skoliozy.
Nie byłabym sobą gdybym nie schrzaniła ostatniego z ostatnich rzędów ( wzorek mi się trochę pieprznął dzięki czemu pod tą ścianą już zawsze będą musiały stać meble - albo słoń) a na środku nagle, nie wiadomo skąd pojawiła się wielka szczerbata płytka którą muszę wymienić. Ale co tam...tylko trochę mi przykro że oprócz wspomnianych felerów nie było na koniec żadnego znaku niebios, alleluja czy innych chórów anielskich lub chociaż zwykłej, poczciwej burzy. Pozamiatałam, pogapiłam się chwilę i wróciłam do roboty "pracowej", czyli projektów.
Bo remont, Drodzy Państwo, to przyjemność;)
Muszę przyznać że w kwestii historii niespotykanych - tak lubianych w towarzystwie - sama dla siebie jestem konkurencją nie do pokonania. Ludzie podają sobie newsy typu to ta co "zgubiła się kiedyś pod PKIN" " wróciła z imprezy w zasznurowanych butach, ale bez skarpetki" " nie wie co to brutto" " ma uczulenie na długopisy bic, ale tylko z niebieskim tuszem (serio!!) " albo najbardziej spektakularne " widziałem jak grzebałaś na śmietniku w centrum " ( bo po wyjściu ze sklepu pomyliły mi się strony i zamiast wyrzucić paragon z prawej, machnęłam lewą ręką z portfelem ) .
Sensacyjne w niektórych kręgach opowieści maści: rano kręcę karton gipsy, po południu ocieplam poddasze a wieczorem układam płytki na moich znajomych nie robią już wrażenia. Szkoda, bo UWAGA UWAGA, po 4 miesiącach, 8 dniach i 11 godzinach skończyłam układać moją kochaną cholerną podłogę i mam na to dowody w postaci fotografii oraz totalnej skoliozy.
Nie byłabym sobą gdybym nie schrzaniła ostatniego z ostatnich rzędów ( wzorek mi się trochę pieprznął dzięki czemu pod tą ścianą już zawsze będą musiały stać meble - albo słoń) a na środku nagle, nie wiadomo skąd pojawiła się wielka szczerbata płytka którą muszę wymienić. Ale co tam...tylko trochę mi przykro że oprócz wspomnianych felerów nie było na koniec żadnego znaku niebios, alleluja czy innych chórów anielskich lub chociaż zwykłej, poczciwej burzy. Pozamiatałam, pogapiłam się chwilę i wróciłam do roboty "pracowej", czyli projektów.
Bo remont, Drodzy Państwo, to przyjemność;)
Teraz czeka łazienka i malowanie. W wielkim skrócie, bo po drodze jest wiele rzeczy o których naprawdę nie chcę myśleć, na przykład kuchnia ze strasznym PIEKARNIKIEM. Wierzę jednak że jak będę siedzieć cicho i nie przywoływać go słowem, myślą ani uczynkiem to mi się upiecze...
