dorotazawadzka.natemat.pl

Myślałam, że to żart, niesmaczny, ale jednak żart... Pomyślałam, że to może jakiś stary plakat z czasów, gdy świadomość społeczna dotycząca upośledzeń umysłowych była niska, ale też nie...

REKLAMA
Może to prowokacja, która ma sens, bo – jak powiedziała jedna z dzwoniących do mnie po komentarz dziennikarek - szokuje i dzięki niej mówimy o problemie... Prowokacja też może być mądra lub głupia, ale plakat kampanii stowarzyszenia Olimpiady Specjalne Polska to nie prowokacja, choćby i głupia.
Zobaczyłam ten plakat i zrobiło mi się słabo.
Myślę więc o plamie. Plamie, jaką stały się dzieci z Zespołem Downa. Plamie, która z założenia jest brudna. Plamie, która jest powodem do wstydu, którą chcemy ukryć przed światem. Plamie, która demaskuje słabość właściciela. Plamie, która świadczy o tym, że jej posiadacz jest niechlujem. Unikamy więc plam. Unikamy ludzi z plamą.
Plakat informuje nawet, że Zespół Downa „jest jak plama na koszuli, której nie możesz sprać”. Tyle, że posiadacz koszuli z plamą nie do sprania po prostu taką koszulę wyrzuca do śmieci. Bo życie bez plam na koszuli to coś, czego nie tylko chcemy, ale do czego dążymy.
Konfrontuję te oczywiste skojarzenia ze szlachetnymi założeniami kampanii, która ma „poprawić sytuację osób z niepełnosprawnością intelektualną, które są często izolowane, nieakceptowane" i nie jestem w stanie zrozumieć, o czym myśleli ludzie, którzy pracowali nad tym projektem.
Gdzie w tych wszystkich rozważaniach o kampanijnej strategii podziały się rozum i serce? Przecież nie trzeba być wielkim ekspertem od reklamy, by odczuwać dysonans patrząc na plakat o plamie. Dysonans, a za chwilę dyskomfort. I wstyd, że to coś wisi, a ja to coś czytam. Ja, psycholog. Ja, rodzic. Ja, człowiek wrażliwy. Ja, człowiek.