Kiedyś, żeby kogoś obrazić, trzeba było powiedzieć to co miało się na myśli w cztery oczy. Teraz wystarczy nie dać lajka lub odfolołować na Twitterze. Okazanie obojętności sprowadza się do nieodczytania wiadomości prywatnej na Facebooku. Kiedyś było lepiej.
Pamiętacie kawę? Ten płyn który za dawnych czasów ojciec pochłaniał przed wyjściem do pracy trzymając się stołu? Ciecz którą grawitacja bala się wygiąć, o zapachu który w 8 letnim dziecku powodował pojawienie się zarostu, oraz konsystencji wszystkich debat politycznych zebranych z ostatnich 25 lat? Teraz najczęściej jest to bezkofeinowe, smakowe mleko z dodatkiem bitej śmietany.
Kiedyś wchodząc w dym z papierosa czuło się kropelki nieprzetworzonej nikotyny, gorący asfalt i cierpienie świętych za inkwizycji. Teraz uczucie jest podobne do wdepnięcia w słoik dżemu malinowego z nutą gwatemalskiej wanilii.
Kiedyś opozycja stawiała sobie za cel rzeczy niemożliwe, wydawało się że specjalnie ruszają z motyką na słońce żeby nawet połowiczny sukces przyświecał im podobnym przez lata. Teraz jedynym celem wydaje się być utrącenie ze stołka pomagiera miłościwie im panujących. Jeżeli jeszcze byłby to ktoś kto szkodzi państwu to można byłoby to jakoś usprawiedliwić. Oni uwzięli się na człowieka bez wykształcenia który jedyne szkody jakie wyrządza to uszczuplanie zawartości barów lokalnych tańcbud.
Kiedyś wyjście na miasto wiązało się z wspomnieniem przynajmniej raz tekstów o skrzynkach whisky z brzydko pokolorowanych, rodzimych hitów kinowych. Z braku dostępności lub funduszy najczęściej kończyło się na trunkach rodzimej produkcji o podobnych decybelach. Teraz przedstawiciele kwiatu społeczeństwa raczą się rozwodnionymi płynami piwo podobnymi zagryzając limonką.
Kiedyś szacunek do miejsc i wydarzeń był wyznacznikiem poziomu większości uwikłanych w życie polityczne w kraju. Teraz żeby podkreślić jak daleko ma się to w nieuwadze mamy panie śpiewające pioseneczki które mają trafić do folołersów na Facebooku z miejsca za dostęp do którego ginęli ojcowie i dziadkowie obecnych facebookowiczów.
Kiedyś było jasne kto jest kim, mimo że większe wybielanie charakterów opozycji groziłoby przyciemnieniem wszystkich żarówek, powielaczy i krzywo uciętych ryz papieru trzeciej kategorii. Dziś na perfekcyjnie gładkich i olśniewająco śnieżnych łamach brukowców oczernia się wszystkich którzy mają czelność rzucać cień na miłościwie im panujących.
Kiedyś liderem był średnio ogarnięty robol o pozorach przewodniczącego pierwszej klasy szkoły zawodowej który sprytem, dużą ilością szczęścia i jeszcze większym ego potrafił dogadać się ze złem wcielonym tak żeby owce były całe a wilk stracił tylko skórę. Teraz na czele stoi stereotypowy jak na te czasy facet - bez jaj do przyznania się do błędów, bez chęci do rozliczenia się z pomyłek, olewający obowiązki na rzecz nadymania sobie ego. Leszcz pospolity.
To nie to co kiedyś, wtedy można było nie zgadzać się w ogólnym podejściu do rzeczywistości ale przynajmniej cel był ten sam. Teraz utarło się że bramek jest kilkanaście, napastników kilku a zamiast piłki są subwencje wyborcze i apanaże. Chyba potrzeba nam kogoś kto opuści szeregi biznesmenów i w żołnierskich słowach przypomni lemingom i wykształciuchom że to nie gra.