Późne lato, autobus komunikacji miejskiej, tłok. Ubrany jestem jak zwykle - czarne “rurki”, czarna koszulka Acid Drinkers, krótkie glany. Jako że wracałem “z miasta” po całym dniu ganiania za sprawami, moje długie włosy były już rozpuszczone. Jako osoba, która rodzinnie doświadcza wczesnych zakoli i przerzedzania stanu liczebnego owłosienia, z racji chęci przeciągnięcia cieszeniem się dobrą jakością "piór”, włosy te były w nienagannym stanie - połysk i lekka ciemna fala, aż za łopatki.
Autobus nabity załogą tą co zwykle - panie emerytki w drodze od / do lekarza, koniec pierwszej zmiany z zakładów, młodzież szkolna oraz studenci w różnym stanie otrzeźwienia. Stanąłem sobie na środku coby mieć szybko do wyjścia, łapiąc za pionowy drążek. Ścisk taki że z poczucia obowiązku oszczędzania miejsca lekko skupiłem się w sobie, nie rozpościerając barków, tak jak to zwykle facet w kwiecie wieku robi.
Po piętnastu minutach poczułem, że ktoś z tyłu albo nie może się złapać swojego własnego drążka i ma problemy z utrzymaniem miejsca lub nawet nie próbując łapać zaczął uprawiać bus surfing zdając się tylko na zmysł równowagi i współpasażerów, jako odboje przy co większych zakrętach. W prostych słowach - ktoś stał o wiele za blisko, nawet jak na zatłoczony autobus.
Jako że grzeczna bestia jestem pomyślałem, że przesunę się trochę coby inny przedstawiciel suwerena miał trochę miejsca, ale nie bardzo się dało. Nagle poczułem coś na biodrze. W ciemię bity też nie jestem więc pomyślałem, że to nie suweren, ale przedstawiciel dość specyficznej grupy na rynku pracy - kieszonkowiec. “Na Belzebuba, w tylnej kieszeni mam portfel” pomyślałem, wtedy jeszcze nie było telefonów komórkowych.
Trzeba działać, dać się ograbić w biały dzień nie wypada. Tłok straszny więc jak się odwrócę to pewnie bez ówczesnego złapania za rękę nawet nie będzie szansy na rozmowę ze złoczyńcą. Trzeba więc zrobić coś co utrudni mu działania, a mi da chwilę na pochwycenie tegoż wyrzutka społeczeństwa na gorącym uczynku. Wiem, napnę lekko pośladek co zwiększy ucisk kieszeni spodni na portfel w tym zatłoczonym autobusie coby złodziejaszek miał problem z wyciągnięciem dóbr z mojego odzienia.
Autobus staje, ja zaczynam napinać mięsień, a obca ręka z biodra przesuwa się na kieszonkę… i kieruje się niżej. Przez chwilę myślę po staropolsku “What the f***?”. Jak tylko myśl się pojawiła ręka zawędrowała w miejsce gdzie szew lewej nogawki spotyka się z szwem prawej. Błyskawicznie się odwróciłem.
Pomimo dość sporego tłoku było oczywiste kto próbował "zmacać małolatę”. Chudy, ubrany na sportowo, z głupim uśmiechem na licu. Wyraz twarzy się zmieniał dość szybko bo to co zostało ze zwojów neuronów pod kopułą tego oto przedstawiciela napaleńców uświadomiło sobie, że zamiast dogmyrać się do Kasi, ręka trafiła na Wacława. Bladość po sekundzie była już kompletna bo małolatą okazał się być lekko skulony i bardzo rozzłoszczony gość z bródką, długimi włosami, koszulką Acid Drinkers… i w glanach.
Drzwi autobusu otworzyły się. Nawet nie miałem szans złapać grzesznika, ale za to doświadczyłem na własne oczy, jak szybko można ewakuować się z zatłoczonego autobusu.
Drogie Panie. Przepraszam za te wyjątki od reguły. Wydaje się, że wiedza jak się zachować dalej ma trudności z dotarciem pod każdą strzechę, a w obecnych czasach przyzwoitość czasami się gubi. Opisany przypadek wydarzył się około 2000 roku, z opowieści znajomych wynika, że dużo się nie polepszyło.