Instytucja trybunału konstytucyjnego upowszechniła się w Europie po doświadczeniach Niemiec nazistowskich, w których demokratycznie wybrana rządząca większość zaprowadziła system totalitarny nie licząc się z pięknymi artykułami niemieckiej konstytucji.
Konstytucje zawierają wiele swobód obywatelskich, ale dla rządzących mogą one być po prostu niewygodne. Ktoś musi pilnować, aby rządząca większość nie wykraczała poza ramy dopuszczone w konstytucji, aby nie doszło do nieszczęścia jak w Niemczech nazistowskich. Tą instytucją jest właśnie trybunał konstytucyjny – standardowe dziś rozwiązanie niemal we wszystkich państwach europejskich. W USA rolę badania zgodności aktów prawnych z konstytucją spełnia Sąd Najwyższy a w Holandii, prewencyjnie, przed uchwaleniem ustaw przez parlament, zajmuje się tym Rada Państwowa.
W Polsce Trybunał Konstytucyjny działa od 30 lat. Został utworzony jeszcze za PRL, ale po zmianie ustroju jego decyzje stały się ostateczne (do 1997 roku sejm mógł je obalić 2/3 głosów), a kompetencje rozszerzone. Zgodnie z ideą twórców naszej Konstytucji z 1997 roku Trybunał miał się składać z wybitnych apolitycznych prawników, wybieranych tylko na jedną kadencję 9-letnią, nieodwoływalnych, z gwarantowaną emeryturą po zakończeniu kadencji.
Za poprzednich kadencji Sejmu Trybunał był niezależny, wielokrotnie obalał przepisy przyjęte przez rządzącą większość. W czasie dwóch kadencji PO-PSL Trybunał bronił praw obywateli, np. przywrócił prawo do łączenia pracy i emerytury, do bezpłatnych studiów na drugim kierunku, przynależności do związków zawodowych osób zatrudnionych na umowach śmieciowych, uznał konieczność podniesienia kwoty wolnej od podatku, tak aby dochody niezbędne dla osiągnięcia minimum socjalnego nie były opodatkowane, chronił uprawnienia niepełnosprawnych do opieki państwa itd. itp.
Warto też przypomnieć, że niektórzy sędziowie „starego” Trybunału Konstytucyjnego zostali wybrani przy poparciu niemal całej izby. Sam prezes PiS Jarosław Kaczyński głosował na trzech jego sędziów, o których dziś mówi, że są jakoby „platformerscy”, w tym na profesora Leona Kieresa.
Po zdobyciu większości sejmowej w 2015 roku PiS w swym autokratycznym zapędzie postanowił podporządkować sobie Trybunał Konstytucyjny i uczynić z niego część swego politycznego zaplecza. Jak wiadomo, nie uznał trzech prawidłowo wybranych sędziów i wybrał na ich miejsce dublerów, którzy zostali potem niezgodnie z prawem zaprzysiężeni przez prezydenta w nocy na kilka godzin przed wyznaczonym na ten dzień posiedzeniem Trybunału Konstytucyjnego mającym rozstrzygnąć, ilu sędziów można było wybrać w poprzedniej kadencji na wakujące miejsca. Przypomnijmy, że Trybunał Konstytucyjny 3 grudnia 2015 roku orzekł, że konstytucyjna jest jedynie taka wykładnia ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, która upoważnia izbę do obsadzania miejsc w Trybunale zwolnionych w czasie kadencji izby, z czego wynikało, że z 5 sędziów wybranych przez ustępującą koalicję PO/PSL 3 sędziów wybrano prawidłowo, a 2 nieprawidłowo, w oparciu o pozakonstytucyjną interpretację przepisów. PO uznała swój błąd, jeśli chodzi o wybór dwóch nadwyżkowych sędziów, przeprosiła, a wybranych na ich miejsce sędziów prezes Andrzej Rzepliński dopuścił od razu do orzekania. Premier natomiast do dziś tego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego nie opublikowała.
Uzurpowanie sobie niekonstytucyjnych uprawnień przez panią premier i zaprzysiężenie trzech dublerów przez prezydenta stały się przyczyną ostrego sporu w kraju z opozycją i takimi gremiami jak Sąd Najwyższy, Naczelna Rada Adwokacka, Krajowa Rada Sądownicza, a także liczne wydziały prawa na czele z Wydziałem Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego – Alma Mater prezydenta Andrzeja Dudy. Za granicą przeciw łamaniu zasad państwa prawa w Polsce wystąpił Parlament Europejski, Komisja Europejska, Komisja Wenecka Rady Europy, prezydent Barack Obama.
19 grudnia 2016 r. kończy się kadencja obecnego prezesa Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego i powstanie wakat na stanowisku prezesa. PiS ciągle jeszcze nie ma większości w Zgromadzeniu Ogólnym Sędziów Trybunału Konstytucyjnego, które zgodnie z konstytucją przedstawia prezydentowi kandydatów na przewodniczącego, ale koniecznie chce mieć swojego prezesa. Postanowił więc sklecić ustawę, która, po pierwsze, uniemożliwia wybór nowego prezesa jeszcze przed końcem kadencji starego prezesa, co dotychczas było praktykowane. Po drugie, w okresie wakatu wprowadza kolejne niekonstytucyjne rozwiązanie, a mianowicie czasowego prezesa Trybunału Konstytucyjnego, ignorując całkowicie fakt, że Konstytucja przewiduje już funkcję wiceprezesa Trybunału, którą to funkcję pełni wyłoniony przez Zgromadzenie Ogólne TK i powołany przez prezydenta na to stanowisko sędzia Stanisław Biernat.
Czasowym pozakonstytucyjnym prezesem ma zostać sędzia Julia Przyłębska, jedna z trójki dotąd prawidłowo wybranych sędziów w bieżącej kadencji, żona działacza Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyńskiego Andrzeja Przyłębskiego, który od kilku miesięcy jest polskim ambasadorem w Niemczech, gdzie krytykuje niemiecki sąd konstytucyjny i zarzuca Niemcom „zawężone horyzonty” i „antypolskie fobie” – jak na ambasadora „dobrej zmiany” przystało. Nie będzie ona ani wysunięta na to stanowisko przez Zgromadzenie Ogólne, ani powoływana przez Prezydenta. Ażeby dokładnie na nią wypadło, PiS wymyślił, że prezesem czasowym TK w momencie wakatu zostaje sędzia z najdłuższym łącznym stażem w administracji państwowej, w sądach na jakimkolwiek stanowisku od aplikanta zaczynając itp. Zgromadzeniu Ogólnemu ma zaś przewodniczyć nie konstytucyjny wiceprezes TK, nie sędzia najstarszy stażem w TK, lub, zgodnie z tradycją parlamentarną, najstarszy wiekiem, ale najmłodszy sędzia w TK, czyli znów wypada na jednego z powołanego dopiero co sędziów. Nowa czasowa przewodnicząca oczywiście zaraz dopuści trzech dublerów do Zgromadzenia Ogólnego. Nawet jak już sędzina Przyłębska włączy tych dublerów, to nadal sędziowie wybrani za PiS-u nie będą mieli większości z Zgromadzeniu Ogólnym, bowiem oprócz trójki sędziów prawidłowo wybranych w tej kadencji, trójki dublerów i siódmego sędziego wybranego na miejsce profesora Rzeplińskiego ośmiu sędziów będzie pochodziło jeszcze z poprzednich kadencji parlamentu, z których – jeszcze raz przypominam – trójka została wybrana 300-400 głosami, w tym głosem Jarosława Kaczyńskiego. Po trzecie więc, aby mieć swojego prezesa, PIS wprowadza zapis, iż Zgromadzenie Ogólne przedstawi prezydentowi trzech (dotychczas było dwóch) kandydatów na Prezesa, ale sposób głosowania ma być taki, aby załapali się kandydaci, którzy nie mają poparcia większości Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Trybunału Konstytucyjnego.
Przypomnijmy, że wśród wybranych w tej kadencji sędziów Trybunału Konstytucyjnego mamy Mariusza Muszyńskiego, który skasował na swym Twitterze m.in. takie wypowiedzi jak: „Najlepszy ubaw dzisiaj – Siemoniak wyzywa Macierewicza do debaty. Jest takie słowo polskie pasujące na odpowiedź s.....j. W całości – zjeżdżaj.” Jest też w tym gronie Henryk Cioch – aktywny działacz PiS, senator poprzedniej kadencji i bliski współpracownik zarządu Kasy Krajowej SKOK, a także Piotr Pszczółkowski wybrany do TK prosto z ławy poselskiej PiS-u.
Mając już prezesa można będzie wyznaczać „odpowiednie” składy do drażliwych ustaw. Z tych powodów PiS jest już raptem gotowy respektować część rekomendacji Komisji Weneckiej, na których przedtem nie zostawiał suchej nitki. Odstąpił od orzekania większością 2/3 głosów, od orzekania w każdej niemal sprawie w pełnym składzie, od orzekania w kolejności napływających spraw, od możliwości blokowania rozpraw przez 4 sędziów. Wszystkie sztuczki, które PiS wymyślał dotąd w kolejnych ustawach uchwalonych od początku tej kadencji, aby sparaliżować Trybunału Konstytucyjny, będą już mniej potrzebne, skoro przejmie polityczną kontrolę nad Trybunałem Konstytucyjnym.
Wysoka renoma polskiego TK w Europie to nie tylko zasługa sędziów, ale również zespołu znakomitych pracowników. Kłopot tkwi w tym, że nie są to ludzie PIS-u. Przy okazji nowa ustawa likwiduje więc „Biuro Trybunału” i wprowadza w to miejsce „Kancelarię Trybunału” i „Biuro Prawne Trybunału” tylko po to, aby można było zwolnić dotychczasowych znakomitych pracowników i zatrudnić swoich. Takich „kadrowych” ustaw PiS uchwalił już ze dwadzieścia, od służby cywilnej, prokuratury, mediów publicznych zaczynając, przez służby skarbowe i celne, a na inspektorach i radzie ochrony środowiska kończąc.
Niekonstytucyjne rozwiązania w już przyjętych ustawach o mediach publicznych, służbie publicznej, policji, prokuraturze, antyterrorystycznej, dotyczącej całkowitego zakazu aborcji czy o ziemi nie będą już mogły zostać obiektywnie zweryfikowane, tylko będą weryfikowane co do zgodności z wolą Jarosława Kaczyńskiego. Według zapowiedzi oficjalnych PiS-u następne reformy będą dotyczyć Krajowej Rady Sądownictwa, statusu sędziów, komisji weryfikacyjnej w sprawie reprywatyzacji. Można przypuszczać, że potem przyjdzie kolej na organizacje pozarządowe ostatnio bardzo nachalnie krytykowane przez „media narodowe” w putinowskim stylu jako „agenci Sorosa” i innych zachodnich zwolenników „liberalizmu i lewactwa”.
Trybunał Konstytucyjny nie upilnuje też zmian, o których słychać już w kuluarach, a dotyczących samorządów lokalnych, ordynacji wyborczej, mediów prywatnych. Konstytucja stanie się piękną deklaracją wolności i praw obywatelskich, jak to jest w obecnej Rosji. Przypomnijmy, że w Rosji, na Białorusi czy w Uzbekistanie też istnieją Trybunały Konstytucyjne i też odbywają się wybory.
Nie mamy charyzmatycznych liderów, partie opozycyjne się kłócą, Unia Europejska zaczyna być zmęczona Polską i ma wiele innych poważnych kłopotów. Władza PiS-u kiedyś jednak przeminie. Od naszej mobilizacji, aktywności i solidarności zależy, jak szybko.