Kiedy byłem prezydentem Warszawy w latach 1994-99, powstały m.in. dwa pomniki Józefa Piłsudskiego, pomnik Armii Krajowej i Państwa Podziemnego, Pomnik Poległym i Pomordowanym na Wschodzie i kilka innych. Przy każdym pomniku były jakieś problemy – z lokalizacją, kształtem architektonicznym, problemy prawne, finansowe. Każdy z tych problemów udało się rozwiązać dzięki dialogowi rozmaitych komitetów ds. budowy pomnika z władzami miasta, architektami.
Na przykład, pomnik Piłsudskiego, który stoi teraz na skraju placu jego imienia, komitet budowy chciał ulokować na środku placu. Architekci byli przeciw, bo wielkość tego pomnika była zbyt mała w porównaniu do skali placu. Opinia publiczna też była przeciw, bo słusznie zakładano, że ten plac będzie poświęcony pamięci Jana Pawła II po jak najdłuższym jego życiu. I tak też się stało. Pomnik Piłsudskiego znalazł się na obrzeżach placu, a zaraz po śmierci Jana Pawła II konkurs na projekt jego upamiętnienia wygrał projekt przedstawiający krzyż, który przypomina ten krzyż, pod którym Ojciec Święty w 1979 roku, w czasie pierwszej papieskiej pielgrzymki do ojczyzny, wypowiedział słynne słowa: „Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze ziemi – tej ziemi”.
Komitetowi budowy Pomnika Poległym i Pomordowanym na Wschodzie przewodniczył śp. Wojciech Ziembiński, wybitny prawicowy działacz, który zgłosił się do mnie nie mając ani miejsca, ani dostatecznych środków finansowych na realizację swojego projektu. Wszystkie problemy, z którymi do mnie przyszedł, udało się pomyślnie rozwiązać. Poprosił mnie o wygłoszenie przemówienia na odsłonięcie pomnika, pod którym dzisiaj wszystkie siły polityczne zgodnie oddają hołd ofiarom sowieckiej agresji.
Jeśli chodzi o pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej to przypomnę, że odsłonięty został on na Powązkach Wojskowych już pół roku po tragedii, 10 listopada 2010 roku. Część opinii publicznej domagała się drugiego pomnika, a nawet dwóch na Krakowskim Przedmieściu: dla wszystkich ofiar i oddzielnie dla śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Konserwator zabytków nie wyraził na to zgody. Władze Warszawy, mimo że większość warszawiaków była przeciwna nowemu pomnikowi, przeznaczyły na ten cel - zgodnie z sugestią prezydenta Bronisława Komorowskiego - placyk u zbiegu ulic Trębackiej i Focha. Jest to prestiżowa lokalizacja, zaledwie 80 metrów od Krakowskiego Przedmieścia, sąsiadująca z Placem Piłsudskiego. PiS jednak się jej sprzeciwiał pod pretekstem istnienia roszczeń do części tego terenu. Tymczasem te roszczenia, nawet jeśli zostaną uznane, wymagają tylko rekompensaty finansowej, a nie zwrotu w naturze. Jest też oczywiste, że pętla linii autobusowej, która tam się znajduje, zostałaby przeniesiona w inne miejsce.
Dziś dowiadujemy się, że Krakowskie Przedmieście jest już dla PISu nieaktualne i że dwa pomniki mają stanąć na Placu Piłsudskiego - bez zgody samorządu warszawskiego, po przejęciu tego placu przez wojewodę „na cele bezpieczeństwa”, bez dyskusji publicznej co do lokalizacji, bez zgody architektów miejskich.
Ale nie tylko wybiegi prawne bulwersują w tej sprawie. Plac Piłsudskiego zajmuje szczególne miejsce w pamięci narodowej. Znajduje się tu Grób Nieznanego Żołnierza. Na jego kilkunastu tablicach upamiętniono 198 miejsc chwały oręża polskiego na przestrzeni 1000 lat naszej historii. Znajdują się na Placu wspomniane Krzyż Papieski i pomnik Józefa Piłsudskiego. Tymczasem z zapowiedzi komitetu, który z władzami miasta się ani razu nie spotkał, wynika, że oba nowe pomniki mają być bardzo okazałe, czyli że ich gabaryty przytłumią zarówno pomnik Józefa Piłsudskiego, jak i Grób Nieznanego Żołnierza i Krzyż Papieski. Postać Kaczyńskiego ma być większa od postaci Piłsudskiego na sąsiednim pomniku. Czy to oznacza, że katastrofa smoleńska i jej ofiary mają zdominować pamięć narodową, przesłonić znaczenie św. Jana Pawła Wielkiego, Józefa Piłsudskiego i 1000 lat chwały Wojska Polskiego?
W katastrofie smoleńskiej zginęli Polacy wszystkich orientacji politycznych, różnych religii, różnych organizacji i stowarzyszeń. Pamięć o nich powinna być pamięcią wspólną i powinna łączyć, a nie dzielić. Ale porozumienie w tej sprawie można uzyskać tylko drogą dialogu, rozmowy, negocjacji, a nie drogą dyktatu i prawnych wybiegów. Niestety Polską rządzi autokrata, który nie jest zdolny do dialogu. W jak potwornej znaleźliśmy się sytuacji, kiedy rozkazał, aby przyjęta przez Sejm ustawa o IPN, która wzburzyła naszych sojuszników w USA, Izraelu i Ukrainie, została jak najszybciej, w nocy, uchwalona przez Senat bez czasu na zastanowienie, poprawki, konsultacje z krajowymi i zagranicznymi krytykami. Konsekwencją jest katastrofa reputacji Polski w świecie.
Na rządy dyktatora, który dzieli naród w najważniejszych narodowych sprawach, nie może być zgody.
Tekst jest zapisem wystąpienia wygłoszonego 25 lutego 2018 roku na demonstracji w sprawie nowych pomników na Placu Piłsudskiego w Warszawie.