Kolejna komedia pisana według klasycznego scenariusza: ktoś względnie normalny ma spędzić pewien czas z kimś trochę niezrównoważonym i bardzo irytującym. Mimo to jest zabawnie.

REKLAMA
logo
Andy i Joyce UIP Polska
Absolutny klasyk, odlany od wielokrotnie używanej w Hollywood sztancy, ostatnio przez Todda Phillipsa, reżysera „Zanim odejdą wody” z Robertem Downey’em Jrem i Zachem Galifianakisem. Schemat jest prosty: bierzemy kogoś względnie normalnego, kogoś, z kim widz mógłby się utożsamiać, i następnie skazujemy go na towarzystwo persony szczególnej, dziwacznej, ekscentrycznej wręcz, przede wszystkim zaś niezwykle irytującej. Tak dobraną parę należy następnie zamknąć w małej przestrzeni (na przykład w aucie) i wstrząsnąć.
Tym normalnym jest Andy, absolwent biochemii na UCLA, wynalazca ekologicznego preparatu Scioclean, a tą drugą jest jego matka, Joyce. Wspólnie wyruszają w podróż od jednego wybrzeża Stanów do drugiego, pod drodze zatrzymując się na kolejne spotkania Andy’ego, który próbuje przekonać dystrybutorów do wprowadzenia swojego wynalazku do obrotu. W skrócie: on jest introwertycznym pasjonatem chemii, ona rozgadaną i nadopiekuńczą mamuśką z najgorszych koszmarów. I muszą wytrzymać ze sobą 8 dni.
Bywa zabawnie. W zasadzie powodów do śmiechu jest niemało, aczkolwiek bardziej adekwatne byłoby stwierdzenie: do uśmiechu, bo boków podczas seansu raczej zrywać nie będziemy. „Mama i ja” to nie „Kac Vegas”, bardziej przyprawiona humorem opowieść o rodzicielskiej miłości. Komizm jest subtelny, bardzo rzadko rubaszny, ciężar filmu spoczywa zaś na barkach Barbry Streisand, która bardzo dobrze sprawdza się zarówno w roli wariatki, jak i czułej matki.
Oczywiście, historia jest baaardzo przewidywalna. Scenarzyści porozrzucali po drodze do finału tyle wskazówek, że nawet jeżeli widz ich nie zauważy, to w pewnym momencie po prostu się o nie potknie. Zabija to dramaturgię, ale bądźmy uczciwi – nikt nie chodzi na tego typu filmy dla nagłych zwrotów akcji.
Dostajemy więc obraz schematyczny, ale jednocześnie sympatyczny, pełen ciepła i humoru. „Mama i ja” raczej kin nie zawojuje, ale może się podobać.