Petycja internautów, chcących wznowienia wydawania magazynu „Film” uświadomiła mi, że w Polsce wciąż myli się wydawnictwa z działającymi na zasadzie misji społecznej instytucjami kulturalnymi. Tymczasem firma musi zarabiać.
REKLAMA
Szkoda „Filmu”. To po prostu dobre pismo było – mówił Kamil Śmiałkowski, badacz popkultury i redaktor naczelny serwisu Hatak.pl, poproszony przeze mnie o komentarz do faktu zamknięcia tytułu. Trzeba jednak postawić uczciwe pytanie: No i…?
Niezależnie od oceny magazynu (sam wystawiałem mu wysoką notę), nie ona jest najważniejsza. Liczy się sprzedaż, liczą się reklamodawcy, a skoro PMPG zdecydowała o skróceniu żywota „Filmu”, znaczy że jeden z tych elementów, najprawdopodobniej zaś oba, nie spełniły oczekiwań właściciela. W skrócie: tytuł przynosił straty. Druk kosztuje, wierszówki dla dziennikarzy kosztują, redakcja też nie pracuje za orzeszki, żeby więc przychody przewyższyły koszty, musiała się rozejść odpowiednia liczba egzemplarzy, tudzież wpływy z reklam musiałyby pokrywać ewentualną różnicę. Najprawdopodobniej tak się nie działo.
Mimo to, według sygnatariuszy petycji „Film” powinno się wciąż wydawać, albo przynajmniej przedłużyć szansę rozwoju pisma o co najmniej rok. Czyli właściciel tytułu ma przez kolejny minimum rok łożyć na wydawanie niedochodowego miesięcznika. Widzicie w tym logikę?
Na rynku książki analogiczną sytuacją są żądania czytelników, aby wydawcy kończyli napoczynane przez siebie cykle. Fajnie by było, ale trzeba by spojrzeć na to z perspektywy wydawcy. Ten wydrukował pierwszy tom – sprzedał się słabo. Wydrukował drugi, intensyfikując działania promocyjne – była poprawa, ale kosztowo i tak pod kreską. Nie łamie się, wierzy w serię – wydaje tom trzeci, znowu łożąc na reklamę, do sklepów wypuszczając pakiety trzech książek w atrakcyjnej cenie. I nic – większość nakładu zalega w magazynie. Co w takie sytuacji należy zrobić? Wydać dwa ostatnie tomy? Tak byłoby najlepiej dla czytelników. Sęk w tym, że koszt wydania książki to kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Wydawca zarzuca więc serię. Czytelnicy się burzą.
Co jednak robić? Co ma zrobić właściciel pisma, które przynosi mu straty? Co ma zrobić wydawca, który liczył, że zawojuje rynek nową serią, tymczasem teraz musi myśleć o minimalizowaniu strat? Mają dalej brnąć w przynoszące straty biznesy w imię bardzo szeroko pojętego interesu klienta? A czy wy wydaliście ostatnio kilkadziesiąt/kilkaset tysięcy złotych w imię dobrych manier?
W idealnym świecie dobre książki znajdują wielu odbiorców, ciekawe tytuły prasowe nie mają problemów ze sprzedażą, a nawet jeśli, to sytuacja finansowa wydawców jest na tyle dobra, że mogą pozwolić sobie na dołożenie niewielkiej sumy do ambitnego projektu, robienia czegoś „dla chwały”. Załapaliście już, że nie żyjemy w idealnym świecie?
Wydawcy książek i prasy to bardzo często pasjonaci, osoby kochające słowo pisane. Z tym że w żaden sposób nie wpływa to na magiczne rozmnożenie środków na ich kontach. Kiedy więc ich firmy zaczynają przynosić straty, zarzucają nierentowne przedsięwzięcia. I nie ma co ich o to obwiniać. (Choć niekiedy sami są sobie winni, bo albo źle zarządzają tytułem, albo stosują taktykę śrutówki: startują na oślep z kilkoma/kilkunastoma seriami, licząc, że dwie, może trzy chwycą i zrekompensują straty.) Bardzo często ich produkt po prostu nie znajduje wystarczającej ilości nabywców, i niekoniecznie ma to cokolwiek wspólnego z jego jakością.
Nie ma więc nadziei? Jest. Jak pisałem – prywatni wydawcy to nie instytucje społeczne, nie można od nich wymagać wydawania własnych pieniędzy w imię wyższych ideałów. Od tego są jednak instytucje państwowe.
Zamiast pisać petycje do Platformy Mediowej Point Group, aby ta pompowała pieniądze w przynoszący straty, ale wartościowy kulturalnie projekt, lepiej zmienić adresata na choćby Narodowe Centrum Kultury. „Film” to ważny dla polskiej kultury tytuł? Niech więc wspiera go państwo, co robi choćby z krytyczno-literackim „Czasem Fantastyki”. Po to powstały tego typu instytucje, to one mają obowiązek najpierw zwracać uwagę na kulturalną wartość danego przedsięwzięcia, a dopiero potem liczyć koszty.
Wydawcom tymczasem dajmy spokój. Chcecie, aby wciąż inwestowali w ciekawe magazyny i dobre książki? Kupujcie je. I jeśli według was są dobre – polecajcie znajomym.
