Jeżeli przyjąć, że główną rolą horroru jest przestraszenie widza, ocena „Naznaczonego: rozdziału 2” musiałby być wysoka – mimo niemałej ilości wad, film ten potrafi przyprawić o szybsze bicie serca.

REKLAMA
logo
Kadr z filmu "Naznaczony: rozdział 2". Sony Pictures
Choć zazwyczaj horrory nie szturmują czołówek zestawień najbardziej kasowych filmów roku, nie da się nie zauważyć, że ilościowo biją wszystkie inne rodzaje kina gatunkowego na głowę. Wiąże się to oczywiście ze stosunkowo niskimi kosztami produkcji – dobry film grozy da się bez problemu zrobić za 10$ i kilka hot-dogów dla ekipy, o co byłoby trudno z choćby porządnym obrazem science fiction. To oczywiście także przekleństwo, bo wytwórnie wypuszczają zatrważające ilości nie tyle filmów, co czegoś, co nawet na to miano nie zasługuje, nie zawracając sobie głowy czymś tak trywialnym, jak dobry scenariusz.
Tym bardziej cieszy, że kontynuacja „Naznaczonego” okazała się chlubnym wyjątkiem i nie tylko obraz ten da się oglądać bez bólu, ale przede wszystkim twórcom udaje się autentycznie nas wystraszyć. Najlepiej wychodzi im to w pierwszej połowie filmu – wprawdzie pełnymi garściami czerpią z gatunkowych klisz, jak postacie w lustrze, pianino grające bez niczyjej pomocy czy wreszcie duchy z szafy, niemniej robią to na tyle sprawnie, że przymyka się oko na utarte schematy i cieszy skokami adrenaliny. Okazuje się, że prosty efekt najłatwiej osiągnąć prostymi sztuczkami, zamiast więc kombinować, wystarczy wprowadzić do filmu trochę skrzypiących drzwi, trzeszczących podłóg i poruszających się samodzielnie dziecięcych chodzików.
„Naznaczony: rozdział 2” wyróżnia się pod jeszcze dwoma względami. Pierwszym jest wcielający się w rolę ojca rodziny Patrick Wilson (znany choćby z roli Nocnego Puchacza w „Strażnikach”), który został doskonale scastingowany. Mało który aktor w tak przekonujący sposób potrafi zagrać kochającego tatusia, by sekundę później stać się demonicznym mordercą – mimika Wilsona zasługuje na najwyższe pochwały. Drugim powodem, dla którego nowy film Jamesa Wana zasługuje na uwagę jest mieszanie się w nim różnych stylistyk: obok klasycznej grozy mamy także choćby sporo humoru (dwuosobowy skład łowców duchów, czyli Flip i Flap), znajdzie się nawet scena nawiązująca do niezwykle popularnej konwencji „fund footage”, czyli kręconego „z ręki” paradokumentu.
logo
Ojciec i syn. Sony Pictures
Aczkolwiek do końca sielankowo nie jest. „Naznaczony: rozdział 2” traci z każdą kolejną minutą: wychodzimy od przesyconej grozą i pełnej tajemnic historii, by pod koniec natrafić na mur przekombinowanej fabuły – zamiast siedzieć cicho i straszyć nas monstrami z szafy, Wan postanowił snuć teorie na temat życia po życiu, wizualizować je wręcz, co wyszło fatalnie. Finał rozczarowuje więc, bo psuje wrażenie reżysera świetnie czującego gatunek i swobodnie się w nim poruszającego – naiwność i miałkość oferowanych przez niego końcowych wyjaśnień momentami wywołuje wręcz przesycone niedowierzaniem parsknięcia.
Jak jednak pisałem na początku: rolą horroru jest nas przestraszyć i w tym względnie „Naznaczony: rozdział 2” spełnia swoją powinność.