Geralt znowu tańczy z mieczem, uwodzi czarodziejki i ubija stwory. Z początku idzie mu nienajlepiej, ale z każdą kolejną stroną Andrzej Sapkowski coraz bardziej zbliża się do stylu sprzed lat, a my rozpoznajemy w głównym bohaterze starego przyjaciela. 6 listopada do sprzedaży trafi nowa powieść z wiedźminem.

REKLAMA
logo
Fragment okładki książki "Wiedźmin. Sezon burz". superNOWA
Ani młodzieńcze lata, ani opowieść rozgrywająca się po wydarzeniach opisanych w pięcioksięgu. Powieść "Sezon burz", której zapowiedź wywołała niemałą sensację, należało by umiejscowić gdzieś między opowiadaniami publikowanymi w zbiorach „Miecz przeznaczenia” i „Ostatnie życzenie”, tak dokładnie zaraz przed historią ze strzygą z „Wiedźmina”, ale już po tym, jak Geralt poznał Yennefer.
W efekcie nie otrzymujemy wiedźmina zmienionego, ale dokładnie takiego, jakim go pamiętamy jeszcze sprzed czasów napaści Nilfgaardu na północne królestwa i poznania Ciri. Choć trzeba przyznać, że z początku Geralta trudno rozpoznać, podobnie jak sam styl Andrzeja Sapkowskiego – pierwszy rozdział jest bezsprzecznie nieudany, kolejne dwa czy trzy sprawiają zaś wrażenie rozbiegówki, jakiej autor potrzebował, by odnaleźć głos, który pamiętamy ze starszych tekstów. Rozpoznajemy zabiegi językowe, konstrukcję dialogów i charakterystyczne poczucie humoru, mimo to pierwsze kilkanaście-kilkadziesiąt stron sprawia wrażenie, jakby to nie Spakowski je pisał, a jakiś próbujący go naśladować pisarz-fan.
Jak jednak wspominałem, ten słabszy początek spełnił funkcję rozbiegu, tak że im bardziej zagłębiamy się w tę historię, tym bardziej zaczyna ona przypominać te starsze teksty, aż w końcu coraz częściej dopada nas przeświadczenie, że oto przenieśliśmy się w czasie, do lat 90. ubiegłego stulecia, i czytamy kolejną opowieść o białowłosym łowcy potworów.
Sapkowski więc nie zawodzi, bo dostarcza czytelnikom dokładnie to, czego oczekiwali – większej ilości Geralta, okraszonego Jaskrem, Płotką, chędożeniem, krasnoludami i mnóstwem, mnóstwem efektownych pojedynków. Nie zabrakło także oczywiście rubasznego humoru oraz niezliczonej ilości nawiązań zarówno do popkultury, jak i starszego pięcioksięgu. Znalazło się również miejsce na wiedźmińskie złote myśli, na przykład: Historia […] to relacja większością kłamliwa, ze zdarzeń, większością nieistotnych, zadawana nam przez historyków, większością durniów. Oraz na piosenki Jaskra, w tym jedną przytoczoną w naprawdę obszernym fragmencie.
logo
superNOWA
"Wiedźmin. Sezon burz" to książka napisana dla fanów, ewidentnie przeznaczona dla tych, których – jak mnie – niesamowicie ucieszy możliwość powrotu do starych dobrych druhów, do unikalnego, postmodernistycznego świata fantasy, w którym tym razem nie zabraknie nawet przekrętów na fakturach. Sapkowski, gdy w końcu odnajduje swój styl, po raz kolejny okazuje się niezrównanym gawędziarzem, któremu w porywającym snuciu opowieści nie przeszkadza nawet fakt, że momentami jest ona rwana i w zasadzie składa się z połączonych jednym czy dwoma wątkami osobnych opowiadań, jak choćby wyśmienity epizod z aguarą – jego wycięcie z książki niespecjalnie wpłynęło by na fabułę, niemniej stanowi jeden z lepszych jej momentów.

Recenzja jednocześnie ukazała się na łamach serwisu Hatak.pl.