Choć najnowszy film Wojtka Smarzowskiego ustępuje "Drogówce" czy "Domowi złemu", stanowi doskonały przykład tego, jak nakręcić wierną ekranizację, oferującą przy tym coś innego niż książka.
Blog o kulturze popularnej (nie tylko fantastycznej) i o prasie; zero gier komputerowych (brak czasu), zero polityki (brak słów)
Po kilku filmach, w których bawił się z alkoholem w podchody, Smarzowski wreszcie postanawia uczynić z wódki i innych napojów wyskokowych pierwszoplanowych bohaterów swojej produkcji. Ludzie pijący, chlejący wręcz, pojawiali się i w "Weselu", i w "Domu złym", i w "Drogówce", zawsze jednak stanowili tło dla innej historii, coś w rodzaju zabiegu mocującego opowieść w polskiej kulturze, która przecież nieraz wydaje się być wręcz napędzana etanolem. Tym razem jest inaczej - tym razem to samo picie, nałogowe, jest najważniejsze, a kolejne postacie, nawet grany przez Roberta Więckiewicza Jerzy, są potrzebne wyłącznie jako nośniki przykładów na to, jak działa alkohol.
Stąd, z takiego podejścia, wynikają różnice między scenariuszem a treścią powieści "Pod Mocnym Aniołem" autorstwa Jerzego Pilcha, na podstawie której powstał. Podczas gdy Pilch napisał na poły autobiograficzną opowieść o swoich zmaganiach z alkoholizmem, Smarzowski nakręcił film nie o konkretnym człowieku, a o chorobie. Dlatego wiele kwestii, które czytelnicy rozpoznają jako w książce wypowiadane przez Jerzego, w filmie padają z ust innych bohaterów, dlatego na ekranie ich opowieści się zlewają i przelewają. Znamienna dla zrozumienia roli postaci w tej historii jest scena, w której wyznanie jednego bohatera na temat przyczyn jego picia przeplata się z wypowiedziami innych, niejako sugerując, że mamy do czynienia z różnymi twarzami jednej i tej samej osoby – alkoholika.
W rysowaniu obrazu człowieka zniewolonego przez nałóg Smarzowski jest zaś bardzo skrupulatny, pokazuje więc widzom każdy aspekt idącego za piciem upadku, nie szczędząc żadnych, nawet najbardziej odrażających szczegółów (kolejna różnica względem książki - Pilch nie opisywał tego aż tak naturalistycznie). Efekt może być nieco szokujący, momentami komiczny, częściej jest jednak tragiczny, po prostu smutny, choć - w porównaniu do powieści - więcej miejsca poświecono… miłości i jej roli w walce z alkoholowym zniewoleniem.
W przypadku tej konkretnej książki największym trudem było jednak nie tyle przeniesienie na ekran jej treści, co struktury – miejscami chaotycznej relacji pijaka ze swojego życia, w zasadzie zlepku epizodów i przemyśleń na temat relacji człowiek-alkohol. I właśnie za udźwignięcie tego niebotycznie trudnego zadania należą się filmowcom słowa uznania – w ich rękach historia Jerzego i innych pacjentów oddziału deliryków przybiera z grubsza spójny kształt; niczym mozaika składająca się z tysięcy małych fotografii ukazuje większą całość.
Profesjonalizm wykonania nie powinien chyba jednak dziwić, Wojtek Smarzowski zdążył nas już do niego przyzwyczaić. Z wykształcenia jest operatorem filmowym, dlatego i w "Pod Mocnym Aniołem" kamera pracuje bardzo dobrze (zwłaszcza w scenach pijackich wybryków Jerzego), obsadę stanowią zaś starzy znajomi z poprzednich produkcji, czyli obok Więckiewicza także: Arkadiusz Jakubik (najlepsza rola w filmie), Julia Kijowska, Marian Dziędziel, Marcin Dorociński i Kinga Preis. Znalazło się nawet miejsce na maleńką rolę dla Bartłomieja Topy. Wszyscy, jak zawsze, prezentują wysoki poziom. In minus wyróżnia się wyłącznie Kijowska, to jednak spisałbym na karb niespecjalnie dobrych dialogów, żywcem przeniesionych z książki, nie sprawdzających się, gdy wypowiada się je na głos.
Poza tym "Pod Mocnym Aniołem" to świetnie zrealizowanie kino wysokiej próby, nawet jeśli momentami zwalnia i się dłuży, nawet jeżeli niekiedy dobre sceny psują sztucznie brzmiące kwestie. Wojtek Smarzowski sam siebie tym filmem nie przebił, nie zostawił też siebie samego jednak daleko w tyle, wciąż więc mamy do czynienia z ciekawą produkcją.