Coś bardzo złego dzieje się, gdy ton politycznej rozgrywce zaczynają nadawać nieznani sprawcy (NS). Gdy trwało powstanie na Majdanie NS porywali, torturowali i więzili sympatyków buntu. Wtedy władza Janukowycza stała naprzeciw protestującym, a NS działali w jej interesie. I choć nigdy ludzie upadłego prezydenta nie przyznali się do związku z tituszkami, ich działalność obciążała administrację.
Kilka dni temu w Odessie NS podpalili budynek związkowy, w którym spłonęło kilkadziesiąt osób. Być może ich los miał zastraszyć ludzi, którzy okupują inne państwowe budynki. Nie zastraszył, a wręcz przeciwnie – ofiary wywołały wściekłość w Doniecku i innych wschodnich miastach. Odpowiedzialność za ten czyn spada na władzę w Kijowie.
Coraz wyraźniej widać, że rozruchy na Ukrainie są czymś więcej niż tylko rosyjską prowokacją. Owszem, Moskwie nie można odmówić inspiracji i wyposażania agentów, ale bardzo wielu ludzi bez tej inspiracji buntuje się przeciwko Kijowowi, a od kilku dni mają swoich męczenników. To nowa sytuacja.
Nie wiem, czy istnieje plan, aby wrócić do stołu rozmów. Jeśli go nie ma, to trzeba pilnie nad nim pracować. Gołym okiem widać, że siłą żadna ze stron nic nie potrafi uzyskać.