Nic dziwnego, że SLD zawyło z radości, gdy okazało się, że Aleksander Kwaśniewski zarabia pieniądze na Ukrainie. Konotacja, którą stworzył jego do niedawna szorstki przyjaciel jest prosta – bierze lewą kasę. Padły przy tym życzliwe słowa o krętactwach, prostactwie i ludziach Janukowycza. Całość wygląda mniej więcej tak, jakby ktoś powiedział, że Weronika Marczuk, kandydująca z list SLD, była umoczona w działania CBA. Bzdura.
Przy okazji sformułowano wręcz kapitalny postulat – chodzi o to, aby oświadczenia majątkowe składali byli prezydenci (trzech), bo pobierają pensje i utrzymują biura z państwowej kasy. Jeśli zatem podatnik ich utrzymuje, to powinni wyspowiadać się ze swojego stanu posiadania, w szczególności zaś Leszek Miller dowiedziałby się, ile zarabia Aleksander Kwaśniewski.
Uważam, że warto tę inicjatywę rozszerzyć. Powinna dotyczyć wszystkich, którzy na służbie państwowej wyrobili sobie nazwisko i kwalifikacje, a teraz dorabiają. Chodzi tu o byłych premierów, ministrów, wiceministrów, ambasadorów, a także generałów, pułkowników, sierżantów, itd., itp.
Wszyscy oni na stare lata pobierają emeryturę i warto pokazać światu kasę i zegarki, jakie zgromadzili przez całe życie. Bylibyśmy wtedy jedynym krajem na świecie, który tych ludzi prześwietla materialnie lepiej niż IPN przeciwników politycznych.