Wczoraj uczestniczyliśmy w podniosłej uroczystości objęcia laski przez Radosława Sikorskiego, podczas której pokazał się jako wyważony, spokojny i koncyliacyjny mąż stanu, w skrócie – wersja Sikorskiego po gruntownym liftingu.
Również wczoraj ustępująca ekipa pokazała, jak potrafi dbać o prawa pracownicze. Pierwsza metoda to wyjście ze spółki skarbu państwa (Maria Wasiak) i pobranie pół bańki odprawy. Druga metoda to pójście do spółki skarbu państwa (Igor Ostachowicz) i pobieranie dużo lepszej pensji niż w kancelarii premiera, no ale w końcu facet natyrał się dla tego rządu, jak mało kto.
Obie metody mają zastosowanie co prawda tylko do wąskiego grona pracowników, ale lepsze to niż nic.
Nawiasem mówiąc, widzę głęboki sens w skierowaniu Ostachowicza na odcinek orlenowski. Będzie mógł tam rozwinąć pełnię swoich kwalifikacji – podwyżki cen benzyny będą przykrywane obniżkami cen hot-dogów. Albo odwrotnie. Niebawem trzeba też będzie wytłumaczyć narodowi, dlaczego sprzedajemy Ruskim Możejki za pół ceny. Będzie też musiał popracować nad prezesem zarządu, Krawcem. Po ujawnionej przez "Wprost" wiadomo-jakiej-rozmowie widać wyraźnie, że słabo radzi sobie z PR-em.
Także wczoraj na jaw wyszła fantastyczna technologia zarządzania brakiem kompetencji przez ministrów. Gdy okazało się, że była katechetka, a dziś ministra od spraw wewnętrznych, Teresa Piotrowska, nie zna się na służbach specjalnych, zabrano jej nadzór nad nimi. Nad służbami zapanuje za to pełnomocnik Cichocki, który jakiś czas temu odszedł z MSW, bo… nie panował nad służbami! Gdyby się okazało, że nowa ministra nie daje sobie rady ze strażą pożarną, powoła się nowego pełnomocnika i będzie miała lżej.
Dużo jak na jeden dzień, prawda? A do exposé jeszcze kilka dni…