Wielkie było oburzenie, choć skrywane w salonach dyplomatycznych, na to, że Czesi organizują konkurencyjne wobec Oświęcimia obchody Dnia Holocaustu w Pradze i Teresinie. Powszechnie wiadomo, że 27 stycznia Armia Czerwona wkroczyła do Auschwitz, a do Teresina dopiero 4 miesiące później. Dzisiaj polskie władze poważnie rozpatrują możliwość zorganizowania rocznicy zakończenia wojny na Westerplatte, tam gdzie się zaczęła, i to w dniu, gdy cały świat w różnych miejscach i na różne sposoby oddaje szacunek armiom, które pokonały Hitlera.

REKLAMA
Według ministra Schetyny pomysł jest dopiero konsultowany, ale już zaczyna swój samodzielny żywot. Jest od początku obliczony jako prztyczek w nos prezydenta Putina, który chciałby, aby 9 maja świat spotkał się na Placu Czerwonym.
Polskie władze rozpoczynają bardzo ryzykowną grę. Z kilku powodów.
I.
Putin robi wiele niefajnych rzeczy, ale akurat w polityce historycznej, w relacjach z Polską, dokonał przełomu. Był na Westerplatte, czyli uznał po latach, że wojna zaczęła się 1 września w Polsce. Niewiele później przybył do Katynia i oddał hołd pomordowanym. W moim przekonaniu Putin i miliony Rosjan na tego typu akcje, akurat 9 maja, nie zasługują.
II.
Polska wypadnie żałośnie, jeśli akcja się nie uda. Wystarczy tylko, że jeden z przywódców koalicji antyhitlerowskiej pojawi się w Moskwie. Takich planów się nie ogłasza bez stuprocentowej pewności, że wypalą.
III.
Władimir Putin kilka dni temu w Moskwie wezwał do niefałszowania historii. Szczególnie napiętnował władze ukraińskie za dwulicowość – gdy z jednej strony oddają hołd pomordowanym w Auschwitz, a z drugiej, gdy Poroszenko i jego ekipa korzystają ze wsparcia rozlicznych postbanderowskich formacji. Jak nacjonaliści ukraińscy w czasie wojny mordowali Żydów, powszechnie wiadomo.
Władze ukraińskie będą płacić cenę za to, że nie potrafiły postawić grubej linii między nacjonalizmem ukraińskim współpracującym z faszyzmem w czasie II wojny światowej, a nacjonalistami-patriotami, którzy chronią ojczyznę dzisiaj. Wiem, że to trudne, wymaga czasu i finezji, ale żaden polityk ukraiński nawet nie spróbował.
Gdy oddziały UPA wykrzykiwały w czasie II wojny światowej "Sława Ukrainie!", a tłumy odpowiadały "Gierojom sława!", znaczyło to coś innego niż tak samo brzmiące zawołanie na krwawym i lodowatym Majdanie. Inna Ukraina, inni gieroje i inna sława, ale trzeba mówić o tych różnicach. Inaczej Władimir Putin będzie miał łatwe i wdzięczne pole do popisu.
Tak czy inaczej, za 4 miesiące będzie 8 i 9 maja i coś trzeba będzie powiedzieć.