"Dobrze Ci tak!" – słychać w komentarzach o braku spotkania Obama – Duda w Waszyngtonie. Przeciwnicy PiS mówią nawet o afroncie, jakiego doświadczył polski prezydent. Zwolennicy partii rządzącej twierdzą z kolei, że nic się nie stało. A jak jest naprawdę?
Kontaktom głów państw towarzyszy dość skomplikowana liturgia. Mamy rozmowy telefoniczne, gratulacje, pogrzeby, kondolencje, wreszcie spotkania. Te mogą być bilateralne, wielostronne, kuluarowe, robocze i oficjalne. Na samym szczycie jest wizyta państwowa i – co jeszcze ważniejsze – rewizyta. Ta ostatnia z reguły wieńczy ważny okres w relacjach państw. W stosunkach z USA punktem zwrotnym jest wizyta w Białym Domu, a konkretnie w Gabinecie Owalnym. Tu też jest kilka wariantów i o jej wadze decyduje czas trwania, oprawa medialna, ilość osób towarzyszących, itp.
Jak na tym tle prezentuje się Andrzej Duda? Ano słabo. Zaczął dobrze, bo na sesji ONZ posadzono go obok prezydenta USA. I… koniec. Szczyt nuklearny w Waszyngtonie mógł być dogodnym pretekstem do jakiegokolwiek kontaktu z Barackiem Obamą, ale Amerykanie tego nie chcieli. Na miejscu strategów PiS zastanawiałbym się teraz, jak przebiegnie szczyt NATO w Warszawie. Nigdzie nie jest przecież powiedziane, że w napiętym harmonogramie uda się doprowadzić Obamę do Pałacu na Krakowskim Przedmieściu.