Rumuńscy socjaliści nie mają szczęścia do przywódców. Nie mają, tzn. mają ich zbyt wielu i zbyt ambitnych. Gdy odchodził stary lider Ion Iliescu, liderzy partii socjaldemokratycznej Adrian Nastase i Mircea Geoana tak skutecznie ze sobą walczyli, że każdy z nich mając na tacy zwycięstwo w wyborach prezydenckich, przegrał. Z tym samym politykiem, Traianem Basescu.
Mimo to, socjaliści byli najmocniejszą partią, choć ciągle w opozycji. Basescu, który jest lepszą wersją Lecha Wałęsy, rozgrywał w Rumunii co chciał. Receptę na swój sukces miał prostą – dużo populizmu, kontrola nad służbami i teczki, teczki, teczki…
Już raz socjaliści próbowali go zdymisjonować w 2007 roku i prawie im się udało, tzn. został zawieszony, ale wygrał w referendum. Teraz podejmują drugą próbę pozbywania się prezydenta, który stoi na drodze kolejnego ambitnego przywódcy, obecnego premiera Victora Ponty. Senat już zawiesił prezydenta, zmieniono ustawę o referendum, aby obniżyć próg ważności, a Trybunał Konstytucyjny orzekł, że prezydent naruszył część swych uprawnień, choć nie złamał konstytucji.
Unii Europejskiej zupełnie nie podoba się to, co dzieje się w Rumunii. Basescu też się nie podobał, ale był legalnie wybranym prezydentem i wszystkie próby impeachmentu traktowane są a priori jako zamach na demokrację. Czarę goryczy przelało to, że to socjalista rozgrywa karty i ma realne szanse obalić prezydenta z Europejskiej Partii Ludowej.
Nie wiem jak się zakończy kolejna odsłona walki o władzę w Bukareszcie, ale nasuwają mi się dwie refleksje. Demokracja w nowych krajach, dwadzieścia lat po rewolucji, na drugim okrążeniu dostaje zadyszki. Przykłady Węgier, częściowo Polski Kaczyńskich, afer korupcyjnych w Bułgarii, na Słowacji, to sygnały ostrzegawcze. Niezależnie od tego, kto ma rację, będą bezwzględnie wykorzystywane przez krytyków wielkiego rozszerzenia z 2004 roku.
I druga obserwacja. Unia Europejska ma wypróbowane metody, aby przywoływać do porządku. Główną jest kasa. Ponta w tym tygodniu w Brukseli usłyszał może nie groźby, ale wyraźne ostrzeżenie. Dodatkowo jego kraj może się ze wstąpieniem do Schengen na razie pożegnać.