Sprawa Michała Tuska rozgrywana jest przez media według klasycznego schematu. Obojętnie – ukradł rower czy jemu ukradli, najważniejsze, że jest zamieszany w kradzież roweru. Sam bohater nie odziedziczył po ojcu umiejętności piarowskich, bo popełnił wszystkie możliwe błędy, gdy jego współpraca z Amber Gold wyszła na jaw. W kolejnych wywiadach wychodziły małe niedopowiedzenia, kłamstewka i interpretacje, których nie powstydziłaby się północnokoreańska propaganda. Do tego jeszcze smaczki typu tajemniczy pseudonim Józef Bąk.
Ekipa śledczych dziennikarzy była w najlepszej w formie, gdy sprawa ujrzała światło dzienne. Kilka tygodni wcześniej rozrabiali synów i córki działaczy PSL-u. Młody Tusk nawinął się prawem serii. Ale oto dzisiaj grillujący żurnaliści dostrzegli, że atakują ukochanego premiera. Usłyszeliśmy więc (np. dzisiejszy poranny TOK FM) klasyczne "oj tam, oj tam": w sumie to chłopaki nic się nie stało, sezon ogórkowy, młody Tusk jest sympatyczny, ojcu nic nie zawdzięcza, a właściwie to niesie przez życie garb nazwiska. Równolegle grzmią również grube armaty – pojawiło się doniesienie do prokuratury i żądanie powołania komisji śledczej.
Jest jeszcze czas, aby w tej konkretnej sprawie, choć bardzo trudnej, wypowiedzieli się w sposób ostateczny i pełny pan Michał Tusk i jego ojciec. Jeśli będzie to wyglądało tak, jak do tej pory, to chłopaki, rzeczywiście może wam się coś stać.