Minister Gowin mimo pewnej krytyki rozpoczął swe urzędowanie po pańsku i z impetem. W majestacie urzędu uwalniał zawody, walczył z in vitro, prawie że zlikwidował kilkadziesiąt małych sądów. Ba! Stał się Naczelnym Konserwatystą Platformy Obywatelskiej wyposażonym we własną frakcję. Afera Amber Gold pokazała jednak jego zupełny brak przygotowania do zawodu.

REKLAMA
Według pierwszej linii obrony winna była prokuratura. Z tej musiał się szybko wycofać. Potem wpadł do Gdańska i ogłosił, że w sumie wszystko dobrze działa. Myliły mu się trochę pojęcia prawnicze, ale większych błędów nie dostrzegł. Nagranie sędziego Milewskiego spadło na niego jak grom z jasnego nieba. Zarządził dodatkowe kontrole, złożył wniosek o odwołanie prezesa, a miejscowi sędziowie puścili blotką zachęty do dymisji.
Wczoraj Gowin przystąpił do kontrataku. Ogłosił, że walczy z sitwą. On, rycerz, przeciw zastępom ciemności. Na pytanie, cóż to za sitwa, odpowiedział, że to część środowiska sędziów, choć nie wiemy która. Jest więc jak w każdym pomówieniu – obciążeni są wszyscy sędziowie. Szlachetni i podli – hurtem. Przy okazji chlapnął, że "ma w nosie literę przepisów".
Gowin wykonał inteligentny ruch, ale na dłuższą metę samobójczy. Zagwarantował sobie nietykalność na jakiś czas. Premier nie może go bowiem zwolnić, bo dowiódłby swych związków z sitwą. Z drugiej strony sędziowie mu tego nie zapomną. Minister nie był w stanie skutecznie wyłuskać trutni, więc zastosował zasadę odpowiedzialności zbiorowej. A wojny z tym akurat środowiskiem nie wygra.
PS Lubię ostatnio słuchać pana posła Kwiatkowskiego. Przed występami telewizyjnymi mógłby jednak przegryźć sobie kawałek cytryny. Jego współczucie dla Gowina jest tak cyniczne i obłudne, że razi nawet przez szklany ekran. Sam Kwiatkowski rozpoczął świetne reformy, niczego nie zawalił, choć to za jego kadencji hulał po Polsce Amber Gold, a zaczynał OLT…