Potrzebowałem dwóch dni, aby utrwalić sobie uzasadnienie decyzji sędzi Alicji Fronczyk w sprawie obecności krzyża w Sejmie. Jestem przeciwnikiem mieszania symboli religijnych do polityki. Naiwnie oczekiwałem, że cywilny pozew Ruchu Palikota będzie przyczynkiem do rozstrzygnięcia problemu, który znacznie wychodzi ponad literę prawa – obecności symboli religijnych, Kościoła i w ogóle religii w życiu publicznym i państwowym.
Pomysł Ruchu Palikota wyglądał atrakcyjnie. W trybie skargi cywilnej pozwano kancelarię Sejmu za to, że wbrew prawu toleruje obecność krzyża na sali sejmowej i przez to ma miejsce naruszenie dóbr osobistych powodów. Pani sędzia pozew jednak odrzuciła. Zamiast wskazać paragrafy, które mogłyby dopuszczać aktualny stan rzeczy, stwierdziła, że "większość społeczeństwa nie uważa, by kwestia krzyża w Sejmie wymagała jakiegokolwiek rozstrzygnięcia". A zawieszenie krzyża nie jest bezprawne, bo ma "zakotwiczenie w zwyczaju".
Pani sędzia w ten sposób się kompromituje i gra nam wszystkim na nosie. Mogła orzec wszystko i znaleźć dla każdej decyzji odpowiednie uzasadnienie w paragrafach. Postąpiła według swojego sumienia i w ten sposób zwolennicy krzyża w Sejmie zdobyli potężny argument, że wszystko dzieje się zgodnie z prawem.
Ludzie mający wątpliwości stają się zakładnikami prywatnych przekonań pani sędzi, która wyjątkowo cynicznie uruchomiła swoje poglądy w miejsce przepisów prawa. I to jest skandal, ale też nauczka na przyszłość.