W miarę obchodzenia kolejnych rocznic w dzisiejszej Polsce, tamten historyczny świat staje się coraz bardziej skomplikowany. Tak jest z tegoroczną 70-tą rocznicą akcji pod Arsenałem. Na marginesie wspomnień można było przeczytać, że istnieje prawdopodobieństwo, że dwie legendarne postacie tamtych lat – "Zośkę" (Tadeusz Zawadzki) i "Rudego" (Jan Bytnar) – łączyło żarliwe uczucie. W domyśle – byli homoseksualistami. Autorem tej obserwacji nie jest jakiś działacz Kampanii Przeciw Homofobii tylko naukowiec z Instytutu Slawistyki PAN, dr Elżbieta Janicka, niewątpliwie kobieta.
No i zakotłowało się od głosów oburzenia. No bo jak to? Polscy prawdziwi patrioci, zawodowi partyzanci, ikony państwa podziemnego, mogą mieć taką "plamę na honorze"?! Przecież nie mogli być tak "chorzy", bo to cały mit obraca w perzynę! W końcu oburzenie i strach środowisk patriotycznych rozciąga się również na inne wrażliwe sytuacje, których jeszcze nie opisano. Czy wśród łączniczek między dziewczynami na pewno było "wszystko w porządku"? A co z sanitariuszkami? Przykłady można mnożyć…
Pani dr Janicka ma za sobą wielkiego sprzymierzeńca – statystykę. Jeśli nawet nie ci wymienieni z nazwiska, to pewnie jacyś inni i inne byli/były homoseksualistami/stkami. I co? Ich bohaterstwo ma zostać przekreślone? Mamy się ich wyrzec z pamięci narodowej? Ja na pewno nie.
Historia "Zośki" i "Rudego" przybliża opinii publicznej prosty komunikat – homoseksualizm jest kawałkiem rzeczywistości, a nie patologii, jak chcieliby niektórzy.
I jeszcze jedno. Prawdziwy problem ma lider narodowców Artur Zawisza. Komentując opisaną historię powiedział, że "ma miejsce prymitywna próba kradzieży bohaterów narodowej wyobraźni". Nie wiadomo jednak kto i komu podkrada "Zośkę" i "Rudego", ale Zawisza czuje się okradany.