Po powrocie oniemiali funkcjonariusze PKW tłumaczą się, że nic złego nie zrobili, po prostu wymieniają poglądy z instytucją z sąsiedniego kraju, a w dodatku MSZ o wszystkim wiedziało. Sytuacja jest żenująca nie dlatego, że ktoś gdzieś pojechał, tylko z faktu, jak wizyta została potraktowana w kraju.
Mamy mało oficjalnych kontaktów z Rosjanami, zdecydowanie za mało. Każda osoba i instytucja, składając wizytę w Moskwie, jest automatycznie oknem wystawowym naszego kraju i zmian, jakie się dokonały. Gospodarze, wbrew opinii panującej nad Wisłą, potrafią myśleć i wyciągają wnioski z takich spotkań. Wybory organizują sobie tak, jak życzy sobie władza. Najczęściej Moskwa lekceważy nasze standardy, a my krytykujemy wtedy ich niby-demokrację. Ani 12 przedstawicieli PKW nie zmieni systemu Putina, ani jedna wizyta nie stanowi zagrożenia dla funkcjonowania systemu wyborczego w Polsce.
W całej sprawie znowu ośmiesza się MSZ. Jeżeli ambasada RP brała udział w wizycie, to ktoś w Warszawie po prostu nie czyta depesz. Podobnie było już kilka razy w kontaktach ze Wschodem, ale – jak widać – wniosków nikt nie wyciągnął.
PS Od wczoraj obraduje w Brukseli trzecia sesja Euronestu. Nasza grupa ds. Białorusi, której jestem członkiem, zaprosiła 6 przedstawicieli białoruskiej opozycji, a na pasku TVN24 przeczytałem rano, że tylko dzielni politycy PO rozmawiają z Białorusinami.