Barack Obama złożył ponownie wyborczą wizytę w Berlinie. Tyle, że w odróżnieniu od tej sprzed 5 lat nie walczył o swoją elekcję, lecz o panią kanclerz.
Pod Bramą Brandenburską wybrzmiało wszystko to, co najbardziej kochają amerykańscy prezydenci – wolność, tolerancja i w końcu zwycięstwo, bo choć mur obalili nieuzbrojeni ludzie, to amerykańscy prezydenci od początku stali po właściwej stronie. Mógł więc Obama odwołać się do Kennedy’ego, ale nie miał też żadnych oporów, aby nawiązać do Ronalda Reagana.
Poza samym mówcą, cichą bohaterką przemówienia była pani kanclerz. Ten obrazek, gdy Obama mówi, a w kadrze jest tylko ona i Brama Brandenburska, bardzo się przyda w kampanii.
Swoje uzyskał również burmistrz Berlina, Klaus Wowereit, który towarzyszył prezydentowi. Jako zadeklarowany gej z przyjemnością słuchał długiego fragmentu przemówienia Obamy, który coraz lepiej odnajduje się w roli obrońców praw LGBT.