Każdemu, kto ma kłopoty z porannym rozbudzeniem, polecam dzisiejszy wywiad w "Rzeczpospolitej" z arcybiskupem Michalikiem. Okazuje się, że dyskusja wokół jego wypowiedzi i pedofilii w ogóle jest tylko pretekstem do tego, by zniszczyć w oczach wiernych autorytet biskupów. Hierarcha stwierdza wręcz, że próbuje mu się zadać śmierć moralną i medialną.
Usłużny pytający (Tomasz Krzyżak) robi wszystko, aby arcybiskup mógł się wygadać, podaje mu wygodne tematy, a czasami wręcz sam udziela za niego odpowiedzi. Na przykład w swoim pytaniu stwierdza "Za postulat poszukiwania przyczyn pedofilii też dostaje ksiądz po głowie." Takich kwiatków jest w wywiadzie więcej.
Cała publikacja to nic innego jak robienie wody z mózgu przez duchownego, który przez wszystkie lata żył i mówił w poczuciu nieomylności. Gdy nagle spotkał się z krytyką, a nie ma żadnych racjonalnych argumentów na swoją obronę, ogłasza wojnę, którą wydano jemu, czyli Kościołowi. Arcybiskup pomylił akcję z reakcją, bo nie byłoby całej dyskusji, gdyby nie zjawisko pedofilii w Kościele i on na czele frontu korporacyjnej obrony przestępców.
A w ogóle to według abpa Michalika sprawy pedofilii w Kościele są już dawno uregulowane. Odpowiednie dokumenty "dotyczące postępowania w przypadkach pedofilii zostały przygotowane przez polskich biskupów już przed kilku laty", "myśmy projekt mieli już w 2009 roku", i "jedynie potrzeba doprecyzowania tzw. aneksów", bo "wszystkie te sprawy były załatwiane w oparciu o dokument Jana Pawła II z 2001 r.".
W jednej sprawie Michalik poszedł na ustępstwa. Łaskawie zapowiedział, że może spotkać się z ofiarami pedofilii, ale "nie przed kamerami, bo takie spotkania przed kamerami bardzo często są obliczone na coś innego. Natomiast spotkanie z ofiarami w spokoju bez dziennikarzy jest możliwe."