Gdy w Polsce po 1989 roku upadały pomniki Lenina i jego następców, sygnał był oczywisty – kończymy z honorowaniem tych, którzy stworzyli komunizm lub działali w jego imieniu. Gdy kilka dni temu zburzono pomnik Lenina w Kijowie, najgłośniej przyklasnęli ci, którzy chcieli powitać Ukrainę, która zrywa z reliktami Związku Radzieckiego. Kolejny raz "mały Jasiu" nie wytrzymał i z młodej piersi się wyrwało gromkie: Hurrrrrra! [np. Radosław Sikorski na twitterze: Lenin statue in Kiev has apparently been torn down. I am shocked, shocked, shocked. :) ]
REKLAMA
To Hurrrrra! dotarło do Kijowa.
Przeciętna Kijowianka i przeciętny Kijowianin traktowali pomnik Lenina jak element krajobrazu, a nie ideologii. Stał w miejscu nie byle jakim – tam, gdzie zaczyna się Chrieszczatik i bulwar Tarasa Szewczenki. Zaraz obok tysiące ludzi odwiedzają historyczną Besarabkę (bazar) i nowoczesne centra handlowe. Lenin stał tam kilkadziesiąt lat, a obalony został przez aktywistów skrajnie nacjonalistycznej Swobody. Wszyscy potraktowali to bardziej jako akt wandalizmu, niż walki o niepodległość. Odciął się Majdan, Kliczko i inni.
W ten oto sposób polskie elity solidarnościowe i minister spraw zagranicznych stanęli w jednym szeregu z partią Tiahnyboka. Nie w sprawie stowarzyszenia z Unią Europejską, ale w sprawie Lenina.
Nie zdziwiłbym się, gdyby rada miejska Kijowa podjęła decyzję o odbudowie pomnika. Czy zostanie wtedy potępiona przez tzw. polskich patriotów? Kto ma właściwie mandat nad Wisłą do ingerencji w ukraińską wrażliwość? Nie w politykę, a we wrażliwość właśnie?
I jeszcze jedno. Rozliczni profesorowie od spraw ukraińskich na potęgę szukają analogii z polskim doświadczeniem historycznym i niestety opowiadają głupoty. Informuję – rok 2013 to nie 1989. Janukowycz, choć też na J, to nie Jaruzelski. Żaden z przywódców opozycji nie jest Wałęsą, a opozycja nie jest "Solidarnością".
Opozycja już rządziła i przegrała.
I tak dalej, i tak dalej…
