Noc, padający śnieg i mróz zawsze tworzą szczególny klimat, gdy dzieje się rewolucja. Wczoraj późnym wieczorem, po zakończeniu rozmów z WIitalijem Kliczko, Arsenijem Jaceniukiem, Grigorijem Niemirią i Rusłanem Koszułynskim, poszliśmy na Majdan. Gospodarzem był komendant "twierdzy", Andriej Parubi.
Majdan rzeczywiście wygląda jak twierdza. Ponumerowane barykady mają tak ze 3 metry wysokości, w podstawie ok. 5. Ułożone są z worków z piaskiem, a jak zabrakło piasku, sypano śnieg. Barykady mają swoich dowódców, a ci podlegają komendantowi. Wewnątrz obozu w namiotach mieszkają ludzie. Po kilkadziesiąt osób w jednym. Wszędzie jednak panuje doskonały porządek, żadnego peta. Odwiedziłem demonstrantów z Kołomyi. Nastrój bojowy, w namiotach ciepło i widać, że są zdeterminowani trwać tu do zwycięstwa. Mimo 20-stopniowego mrozu ciągle coś się dzieje na scenie, ktoś przemawia, albo puszczane są filmy. Wczoraj akurat o Ukraińskiej Powstańczej Armii.
Ostatnia część naszej wizyty to zwiedzanie budynku związków zawodowych. Tam mieści się dowództwo protestu. Jest tak, jak chyba kiedyś bywało w partyzanckich budynkach, tylko na wielką skalę. Przed wejściem starannie wycieramy buty. Poszczególne piętra zajęły różne partie. Pozostałe korytarze i pokoje zajmuje szpital i zgrupowanie Prawego Sektora. Tu partyjne podziały nie mają znaczenia, bo według przywódców oni są solą rewolucji. Nie traktują się jako ekstremiści. Na przemoc odpowiadają przemocą, a to jest dozwolone.