Dużo można dziś przeczytać o nowym rządzie ukraińskim, ale jednak nie wszystko. Dlatego podam kilka obserwacji, których w medialnych analizach nie znalazłem. Najpierw o nieobecnej Julii Tymoszenko. Zniknęła, ale jej rozumowanie jest bardzo proste.
"Nie mam poparcia, moja deklaracja o ambicjach prezydenckich została wygwizdana. Nie startuję w wyborach prezydenckich, bo i tak po zmianach w konstytucji władza ma przejść do rządu."
Julia Tymoszenko skupi się więc na walce o zwycięstwo w wyborach parlamentarnych, które podobno mają się odbyć w październiku 2014 roku. Zagwarantowała sobie jednak kontrolę nad dwoma obszarami w Radzie Ministrów: resortami siłowymi i finansami. Znawcy twierdzą, że zamierza ścigać swych prześladowców, a jednocześnie zbierać niezbędne środki na przyszłe kampanie.
Partia Swoboda zadowoliła się z kolei mało kontrowersyjnymi resortami – ekologią, rolnictwem i – wydawało się do niedawna spokojnym – ministerstwem obrony.
Opinie zawodowców na całej liście składu gabinetu, poza premierem Jaceniukiem, mają: minister finansów Szłapak, zdrowia publicznego Musij, spraw zagranicznych Deszczyca, wicepremier ds. polityki regionalnej Grojsman i minister edukacji Kwit.
Poza składem rządu, choć bardzo wpływowe stanowisko szefa kancelarii p.o. prezydenta zajął Oleg Rafalski, który poprzednio był zastępcą szefa kancelarii Janukowycza. A więc ciągłość została zachowana…