Premier zapowiedział przedstawienie w Brukseli pomysłu Unii Energetycznej. Na pierwszy rzut oka 6 punktów brzmi atrakcyjnie, a nawet nowatorsko. Mówi się o solidarności energetycznej w dziedzinie gazu i energii (punkty 1 i 2) oraz wspólnych zakupach (3). Kolejne 3 punkty to postawienie na własne źródła i dywersyfikację dostaw gazu. Nie widzę jednak wielkich szans na realizację tego projektu.

REKLAMA
Program napisany został przez premiera, którego wiarygodność w sprawach energetycznych i klimatycznych jest mizerna. Wszyscy wiedzą, że Polska jest hamulcowym europejskiej polityki energetycznej, która występuje w pakiecie z polityką klimatyczną. Krótko mówiąc – dla Europy ważne jest ograniczanie zużycia energii, produkowanie jej ze źródeł odnawialnych, co idzie w pakiecie z ograniczaniem emisji CO2. 6 lat temu Donald Tusk zgodził się na przyjęcie pakietu klimatyczno-energetycznego "3x20%". W tzw. międzyczasie nie przyjęliśmy jednak nawet ustawy o odnawialnych źródłach energii…
Pakiet energetyczny Tuska byłby wiarygodny tylko wtedy, gdyby choć trochę wychodził poza wąsko rozumiany interes Polski. A nie wychodzi.
Chcemy bowiem rehabilitować węgiel, ale chyba rosyjski, bo kupujemy go coraz więcej. Chcemy produkować gaz łupkowy, ale nawet nie potrafimy uregulować polityki państwa w tej dziedzinie. Chcemy wspólnie kupować energię, ale bez pojęcia, kto miałby to robić. Nie umiemy się w tej sprawie dogadać nawet ze Słowakami i Czechami.
Pomysł Unii Energetycznej w wydaniu Donalda Tuska oceniam więc jako pusty balon, który miał pokazać wyobraźnię i rozmach koncepcji premiera, a tak naprawdę nie zawiera nic poza polskim chciejstwem.