Zaczęło się od tkwiącego na linii mety autobusu i wielkiej kraksy, skończyło na bezprecedensowym ataku na pozycję lidera wyścigu. Pierwszy tydzień wyścigu dookoła Francji to całkowite szaleństwo pełne skrajnych emocji. Dla polskich kibiców dodatkowym bodźcem była świetna jazda Michała Kwiatkowskiego.
"Przez wiele lat tworzyłem portale rowerowe, ale tak naprawdę satysfakcję z dzielenia się treścią i pisania o kolarstwie odczułem dopiero po założeniu bloga. Bez stopek sponsorskich, patronatów, zobowiązań. Z możliwością wolnej - co nie znaczy, że nieodpowiedzialnej - wypowiedzi. Z "treścią" a nie z "contentem"
Cichy jubileusz
Jak na wyjątkową rocznicę, tegoroczny Tour świętuje bardzo dyskretnie. Dekadę temu, gdy “Wielka Pętla” obchodziła stulecie było to wydarzenie doniosłe i radosne. Z powodu dwóch wojen światowych nie rozegrano dziesięciu wyścigów, zatem po raz setny zawodnicy wyruszyli na trasę w tym roku. Owszem, wystartowali na słonecznej Korsyce, ale brak jest entuzjazmu radosnego święta, który towarzyszył Tourowi w 2003r. Za to zamiast festynu przygotowano bardzo wymagającą trasę, której zwieńczeniem będą trudności w ostatnim tygodniu zmagań.
Autobus Orica Green Edge uwięziony na linii mety
Pierwsze dni Touru są zawsze nerwowe. Kolarze w szczytowej formie, każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony. Górzysty teren Korsyki, wąskie drogi i wysokie tempo sprawiły, że zawodnicy co chwilę leżeli w kraksach. Tym razem odpadł tylko jeden z faworytów: Belg Jurgen Van Den Broeck wycofał się z kontuzją kolana. Sporo kłopotów mieli też organizatorzy. Już pierwszego dnia musieli poradzić sobie z autobusem ekipy Orica Green Edge, który utkwił w bramie na linii mety. Australijski zespół to jedni z największych wygranych pierwszego tygodnia: etap indywidualnie (Simon Gerrans), drużynowo (jazda na czas) oraz cztery dni w koszulce lidera (Gerrans i Daryl Impey, pierwszy kolarz z Afryki, który jechał w maillot jaune).
Nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji
Bardzo wcześnie, bo już ósmego dnia peleton wjechał w wysokie góry. Na pierwszym pirenejskim etapie drużyna Sky zdemolowała rywali. Mordercze tempo na dwóch podjazdach zaowocowało dubletem na mecie: Chris Froome i Richie Porte przyjechali z wyraźna przewagą nad resztą stawki. Komentatorzy, kibice i eksperci jeszcze w czasie, gdy Froome pędził do mety zaczęli mieć poważne wątpliwości. Brytyjczyk pokonał finałowe wzniesienie niewiarygodnie szybko, wyrównując dokonanie Jana Ullricha sprzed dekady. Podejrzenia o doping pojawiły się błyskawicznie, przykre doświadczenia poprzedniej ery kolarstwa nauczyły wszystkich, że tego typu dominacja musi budzić wątpliwości. Ten sezon jest pierwszym po kilkuletniej przerwie, gdy kolarze znów jeżdżą wyraźnie szybciej: Fabian Canellara podczas Paryż-Roubaix oraz Vincezno Nibali na Giro d’Italia również wznieśli się na dawno nie widziany poziom.
Peter Kennaugh wypada za trasę na dziewiątym etapie
Gdy po budzącym kontrowersje pokazie siły Tour został uznany za rozstrzygnięty, już kolejnego dnia zobaczyliśmy rozgrywkę bez precedensu. Najeżony górskimi podjazdami drugi z pirenejskich etapów, przez który ekipa Sky miała przeprowadzić peleton równym, mocnym tempem dokonując selekcji w końcówce, zamienił się w pole bitwy. Rywale Chrisa Froome’a od startu ruszyli do ataku.
Efekt: Riche Porte wypadł z pierwszej dziesiątki, stracił wiele czasu i jeszcze więcej sił, Peter Kannaugh wylądował w rowie i poobijany ledwo dojechał do mety a krańcowo zmęczony Wasil Kiryjenka nie zmieścił się w limicie czasu. Do tego ekipa Movistar kilkukrotnie sprawdzała dyspozycję Froome’a atakami Nairo Quintany, najlepszego młodzieżowca wyścigu.
Krótko mówiąc, nikt: Chris Froome, jego dyrektor Dave Brailsford, a także komentatorzy i kibice nie spodziewali się hiszpańskiej inkwizycji. Alejandro Valverde i jego koledzy z Movistaru pokazali, że nie złożyli broni. Do formy dochodzi również Alberto Contador, nieźle wygląda Andy Schleck, dobrą dyspozycję zaprezentowali Holendrzy z drużyny Belkin. Wyścig jest wciąż otwarty i taki będzie nadal, nawet jeśli Froome powiększy przewagę podczas środowej czasówki. Gdyby nie dwuznaczości związane z przykrymi doświadczeniami dopingowej historii kolarstwa, pirenejski weekend byłby przykładem na piękno sportu, w którym szanse mają wszyscy, dopóki tylko próbują.
Rewelacja z Polski
Michał Kwiatkowski miał świetną wiosnę, brylował w wyścigach klasycznych oraz krótkich etapówkach. Choć nie wygrał żadnego z najważniejszych wyścigów, pokazał się jako kolarz najwyższych lotów. Na Tour de France przyjechał zbierać doświadczenie. Idzie mu więcej niż dobrze. Nie tylko pomaga supersprinterowi, Markowi Cavendishowi, ale gdy ten nie ma możliwości walki na finiszu, sam szuka swoich szans. Co więcej, kolarz, który jednego dnia walczy na ostatnich metrach płaskiego z Peterem Saganem by następnie przetrwać w Pirenejach i próbować swoich sił z Joaquimem Rodriguezem, najszybszym z "górali", jest swoistym fenomenem. Najbliższy tydzień to dla niego ciężka praca w służbie Cavendishowi, ale Kwiatkowski indywidualnie dostarczy nam wielu dodatkowych emocji.
Michał Kwiatkowski po dziewiątym etapie
W kwestii walki o białą koszulkę najlepszego młodzieżowca sam zainteresowany wypowiada się raczej sceptycznie. Jesteśmy spragnieni sukcesów polskich sportowców i trzeba przyznać, że w wielu komentarzach entuzjazm wszystkich nas ponosi. Michał Kwiatkowski jest świetnym kolarzem, który ma rewelacyjny sezon. Brak kropki nad “i” w postaci prestiżowego zwycięstwa to dobra okazja by docenić klasę sportowca nie tylko wtedy gdy wygrywa.