Kilka dni temu gazety podały wiadomość, że papież Franciszek rozważa likwidację Banku Watykańskiego. Poprzedni papież miał z nim wiele kłopotów, nic więc dziwnego, że dążący do minimalizmu w każdym chyba obszarze związanym z posługą apostolską Franciszek chce uniknąć ewentualnych afer związanych z bankiem.

REKLAMA
Przystępując do pisania tego artykułu, planowałam skoncentrować się na najnowszych wydarzeniach wokół Banku Watykańskiego, ale okazuje się, że opisanie wydarzenia z lat 70. i 80. ubiegłego wieku zajęło mi blisko 3 strony, wobec czego temat muszę podzielić na dwie części. Jeśli do czasu opublikowania kolejnego wpisu papież nie zlikwiduje Banku, temat nie straci na aktualności ;) Aha, i jeszcze uwaga: nie jest tak, że temat wybrałam sobie z powodu Wielkanocy i opisanie afery sprzed lat ma w jakikolwiek sposób stanowić mój atak na KK. Tematyka jest po prostu ciekawa, a informacje o możliwym rozwiązaniu Banku pojawiły się zaledwie kilka dni temu – ot, i całe źródło motywacji.
Zapraszam do przeczytania o największej zagadce kryminalnej Watykanu po II wojnie światowej.
Bank Watykański, czyli tak naprawdę Instytut Dzieł Religijnych, został założony w 1942 r. przez papieża Piusa XII. Nie jest bankiem centralnym Watykanu; jego celem jest "zapewnienie bezpiecznego przechowywania i administrowania majątkiem ruchomym i nieruchomym przekazanym lub powierzonym mu przez osoby fizyczne lub prawne, i przeznaczonym do posługi religijnej lub na cele dobroczynne”. Bank ma organy właściwe dla każdego innego banku, ale nie działa jak bank komercyjny – zyski przeznaczane są w pierwszej kolejności na cele charytatywne.
Jedną z ostatnich decyzji papieża Benedykta XVI było powierzenie funkcji Prezesa Instytutu członkowi Zakonu Kawalerów Maltańskich i działaczowi katolickiemu, Ernestowi von Freyberg. Stanowisko było nieobsadzone od maja 2012 r., kiedy Ettore Gotti Tedeschi zwolniony został pod zarzutem zaniedbań.
Gdy powiedziałam znajomemu, że kolejny wpis planuję poświęcić Bankowi Watykańskiemu, powiedział tylko „No tak, ten od afery Ambrosiano. Ciekawy temat.” Od tzw. afery Banco Ambrosiano minęło blisko 40 lat, a wciąż jest to pierwsze skojarzenie wielu osób, gdy tylko mowa o Banku Watykańskim. Co tak ważnego się tam stało?
W latach 70. dyrektorem Banku Watykańskiego został amerykański biskup litewskiego pochodzenia, Paul Marcinkus. W tym okresie Bank Watykański nawiązał bliską współpracę z mediolańskim Banco Ambrosiano, w którym dyrektorem zarządzającym był Roberto Calvi. W sprawie pojawia się jeszcze jedno ważne nazwisko – Michele Sindona, członek loży masońskiej, powiązany z sycylijską mafią. Statut Banko Ambrosiano napisany był tak, że bank doskonale wręcz mógł pełnić funkcję pralni brudnych pieniędzy: żaden z akcjonariuszy nie mógł posiadać więcej niż pięć procent jego akcji, a dodatkowo bank wyglądał na twór zupełnie niegroźny, gdyż jego głównym zadaniem była obsługa katolickich rodzin (klienci musieli okazać świadectwo chrztu) i organizacji dobroczynnych. Aby realizować interesy mafii, wystarczyło tylko przejąć nad nim kontrolę i bez większych obaw prowadzić działalność tuż pod nosem policji...
Aby to osiągnąć, Calvi dogadał się z biskupem Marcinkusem i wykorzystał kierowany przezeń Bank Watykański. Stworzył mechanizm, który sprowadzał się do tego, że Ambrosiano udzielał pożyczek ośmiu fikcyjnym spółkom. Nie kierował jednak pieniędzy wprost do nich – najpierw przechodziły przez Bank Watykański, dzięki czemu każdy postronny obserwator odnosił wrażenie, że Watykan uczestniczy w transakcjach. Sześć spółek miało siedzibę w Panamie, pozostałe - w Lichtensteinie i Luksemburgu. Fikcyjne spółki zasilały z pożyczonych pieniędzy osobisty majątek Calviego, finansowały nielegalne działania finansowe i kupowały kolejne pakiety akcji Banco Ambrosiano. Jednocześnie Calvi pozyskiwał coraz to nowych akcjonariuszy, którym obiecywał wysokie dywidendy i przed którymi rysował fantastyczne perspektywy finansowe kierowanego przez siebie banku. Jedna z fałszywych spółek utworzona została z udziałem wspomnianego już biskupa Marcinkusa. Sama ta jedna spółka wyłudziła od Banco Ambrosiano blisko 190 mln dolarów – i wcale nie byłą rekordzistką. Niech to świadczy o skali przestępstwa, które popełniane było niemal pod papieskim oknem.
Banco Ambrosiano nie tylko prał mafijne pieniądze, ale też współfinansował różne polityczne przedsięwzięcia, np. dotował antylewicową prasę w Ameryce Łacińskiej.
Nie będę rozpisywała się o mechanizmach, jakie uskuteczniali zarządzający bankiem ani o tym, że włoska policja – choć miała uzasadniane przypuszczenia, że transakcje są niezgodne z prawem i prowadzą do oszukania akcjonariuszy – nie reagowała, gdyż Calvi zręcznie przekonywał wszystkie służby, że działa we współpracy z Watykanem. Niekiedy wystarczyło, by pokazał zdjęcie, na którym – obok zarządu Banco Ambrsoaiano – znajdował się wysoko postawiony w watykańskich strukturach biskup Marcinkus, by uprawdopodobnić, że papież aprobuje i poniekąd gwarantuje bezpieczeństwo dokonywanych operacji.
Rzeka pieniędzy przestała płynąć w 1980 r., kiedy inspektorzy Guardia di Finanza odkryli nieprawidłowości w przepływach pomiędzy Banco Ambrosiano a fikcyjnymi spółkami z rajów podatkowych. Już kilka miesięcy wcześniej Calvi poczuł, że pali mu się grunt pod nogami – przyszedł czas wypłaty odsetek od złożonych przez klientów depozytów, a Bank zwyczajnie nie miał na to środków.
W normalnych okolicznościach za przestępstwa gospodarcze idzie się na co najmniej kilka lat do więzienia. Calvi nie miał tyle szczęścia, bo mafia nie wybacza i nie zapomina. W czerwcu 1982 r. ciało Calviego znaleziono wiszące na londyńskim moście Blackfriars. Kieszenie miał dociążone cegłami oraz plikami banknotów (15 tysięcy dolarów w różnych walutach), co wyklucza, by jego śmierć mogła być wynikiem rabunku. Calvi wyjechał z Włoch jakiś czas wcześniej w obawie o swoje życie. Przed wyjazdem miał podobno powiedzieć, że w razie potrzeby ujawni materiały, które skompromitują papieża Jana Pawła II, który, zdaniem wielu badaczy tematu, o nieprawidłowościach wiedział.
Calvi nie był jedyną ofiarą afery. Tego samego dnia zmarła jego sekretarka – policja nie ustaliła, czy targnęła się na swoje życie, czy też ktoś wypchnął ją z okna na czwartym piętrze. Wreszcie, w 1986 r. w więzieniu zmarł Michele Sindona, w następstwie wypicia codziennego espresso z dodatkiem cyjanku. Brzmi jak thriller? To jeszcze nie wszystko. Zwolennicy teorii spiskowych wierzyli, że nagła śmierć papieża Jana Pawła I w 1978 r., zaledwie 33 dni po wyborze na stanowisko, miała związek z jego postanowieniem wszczęcia śledztwa dotyczącego nieprawidłowości w Banku Watykańskim. Ta wersja nie znajduje jednak potwierdzenia w faktach; raczej nie ma wątpliwości co do tego, że papież zmarł w sposób naturalny.
Po Banco Ambrosiano Watykan w 1984 r. zapłacił 240 mln dolarów na pokrycie części długów banku, ale zaprzeczył, jakoby ponosił jakąkolwiek "prawną i moralną odpowiedzialności" za jego działania. W trakcie procesu w 1994 r. kilku mafiosów twierdziło wprawdzie, że Marcinkus miał wiedzę o przekrętach Banco Ambrosiano, lecz nigdy nie został przesłuchany, zasłaniając się watykańskim immunitetem dyplomatycznym. Biskup Marcinkus zmarł w 2006 r. Należy wspomnieć, że pomimo swojej niefrasobliwości (co najmniej!), zapisał się pozytywną kartą w historii Watykanu – w 1970 r. zasłonił własnym ciałem papieża Pawła VI, gdy na Filipinach chciał zasztyletować go szaleniec.
Historia afery wcale nie kończy się w latach 80. - w 2005 r. rozpoczął się proces w sprawie zabójstwa Roberto Calviego (tak, tego, którego ciało zostało w 1982 r. znalezione wiszące pod Mostem Czarnych Mnichów). Tyle że to już chyba temat na osobny wpis....