Stało się to czego obawiałem się przez ostatnie ponad dwa lata najbardziej. Andrzej Gołota wraca na ring. Oponentem popularnego Andrew po raz trzeci będzie Riddick Bowe. Co gorsza, pojedynek nie odbędzie się na zasadach bokserskich, a...
No i właśnie, tu pojawia się problem. Na razie nie ma oficjalnego komunikatu, ale podobno pod uwagę brane są dwie opcje - MMA lub Wrestling!
Mieszane Sztuki Walki w Polsce z każdym miesiącem rosną w siłę i po występach Pudzianowskiego, Najmana czy Salety pojawienie się w "klatce" Gołoty na pewno nikogo nie zszokuje.
Bardziej zastanawiające jest to co łączy Gołotę i Bowe'a z MMA? Poza tym, że obaj mieli okazję w swojej karierze leżeć na deskach (w parterze) nic innego nie przychodzi mi do głowy. Nie zmienia to jednak faktu, że w naszym niespełna 40 milionowym pięknym kraju na pewno znajdą się tacy, którzy wyłożą na to pieniądze i tacy, którzy będą to chcieli oglądać.
Jeszcze bardziej absurdalna wydaje się druga opcja czyli wrestling. W Polsce, dla niewtajemniczonych kojarzony z dobrze zbudowanymi aktorami, którzy robią fikołki w ringu.
Ogólnie opinia ta według mnie jest bardzo krzywdząca, ponieważ wrestling trzeba trenować latami aby walka wyglądała dla widza na realistyczną i była przede wszystkim bezpieczna dla zawodników. Poza tym wrestlerzy praktycznie 3/4 roku spędzają w pracy, a kontuzje, których się nabawiają są bardzo niebezpieczne (zdarzały się również przypadki śmiertelne).
Pojedynki wrestlingowe są w pełni oskryptowane, czyli wszystko to co wydarzy się w ringu jest ustalone przed pojedynkiem. Problemem mogą być jednak główni bohaterowie. Obu wspomnianych przeze mnie Panów śmiało można uznać za niepoczytalnych.
Nie trzeba chyba nikomu przypominać wybryków Gołoty, który potrafił gryźć, bić poniżej pasa czy też rezygnować z walki (czyt. z Tysonem). Bowe też do świętych nigdy nie należał, a jego poza ringowe życie było bardzo barwne.
Jak więc nauczyć dwóch gości po czterdziestce "jeść ten chleb?". Czy aby na pewno mamy pewność, że i tym razem nie zrobią czegoś szalonego?
Nie mam pojęcia co podkusiło Andrzeja aby na stare lata bawił się w taki kabaret. Wiem natomiast dlaczego zgodził się na to Riddick. Odpowiedź jest oczywista, pieniądze. Amerykanin upadł bardzo nisko. Z pięściarza, który zarabiał miliony na ringu stał się facetem mieszkającym w przyczepie kempingowej, rozdającym autografy za parę dolarów.
Szczerze mówiąc gdyby pojedynek odbył się w boksie przymknąłbym na to oko. W końcu Andrzej Gołota zawsze powtarzał, że nie chce kończyć kariery z porażką na koncie. Tym bardziej, że poniósł ją z rąk Tomasza Adamka, z którym od kilku lat nie jest w najlepszych relacjach.
Jeżeli jednak słyszę o walce w MMA czy też wrestlingu to jest mi po prostu smutno. Nigdy nie spodziewałbym się, że oglądając w ubiegłym stuleciu z wypiekami na twarzy te dwa legendarne starcia królewskiej kategorii, 15 lat później będę świadkiem jak dwóch starszych Panów nieudolnie skacze z lin i turla się po macie.
Zarówno Gołota jak i Bowe swoimi bezpośrednimi wojnami zapisali się w kartach historii boksu zawodowego, zasługują na szacunek i mają prawo ostatecznie zamknąć ten rozdział trzecią konfrontacją, ale litości... nie w sposób, który chcą nam zaserwować.