Nie da się przekonać Jarosława Kaczyńskiego do przestrzegania zasad praworządności. Nie da się go nawrócić. Ale można mu zabrać zabawki. Pozbawić poparcia i popleczników.
Kiedy jechałem wczoraj rano do Warszawy, mijałem wypadek. Samochód potrącił motocykl. Nie wiem dokładnie, co się wydarzyło. Mogę się jedynie domyślać, że motocyklista czuł się zbyt pewnie, a kierowca samochodu go nie zauważył. Kiedy wieczorem wracałem, sam omal nie znalazłem się w podobnej sytuacji. Kierowca nagle postanowił zmienić pas nie zwracając uwagi na to, że jechałem motocyklem tym pasem, na który on chciał wjechać. Gdybym jechał samochodem, nie zmieścilibyśmy się. Na szczęście udało mi się prześlizgnąć między samochodami. Ale mina kierowcy w reakcji na mój sygnał dźwiękowy – myślałem, że mnie nie zauważył – była jednoznaczna. Jakby mówił: Ja tu jadę a ty radź sobie sam. Bez żadnego trybu. I co mi zrobisz?
Poradziłem sobie. Ale mogło być inaczej. Mogłem uderzyć w samochód, który mi zajechał drogę. Motocykl byłby skasowany. Samochód poważnie uszkodzony. Ja zapewne również. I uznany za winnego – w końcu to ja bym w niego wjechał, a w Polsce ten, kto z tyłu, zazwyczaj jest winny. Warto było uniknąć zderzenia.
Nie piszę o tym, żeby wciągać Państwa w swoje drogowe przeżycia. Myślę sobie jednak, że to sytuacja trochę podobna do tej, w której my wszyscy znaleźliśmy się w ostatnich miesiącach. My obywatele, którzy nie godzą się na niszczenie dzisiaj przez rządzących osiągnięć poprzednich pokoleń i nas samych. Rządzący łamią dzisiaj wszystkie zasady, a że mają przewagę fizyczną, nikt nie jest w stanie ich powstrzymać. Więc funkcjonują bez żadnego trybu… skutecznie choć poza prawem.
Od ponad 20 miesięcy próbujemy sobie z tą sytuacją poradzić. Próbujemy przemawiać do rządzących. Niektórzy chcą się nie zgodzić, sprzeciwić, powstrzymać, zatrzymać, zablokować. Ale rozwiązania siłowe są korzystne zazwyczaj dla tych, którzy mają przewagę. My, będąc w mniejszości, stojąc wobec zdeterminowanych polityków posługujących się całym aparatem przymusu i represji jakim dysponuje państwo, musimy szukać rozwiązań finezyjnych raczej niż siłowych.
Przede wszystkim musimy myśleć w jaki sposób zmienić układ sił. Jak pozbawić przewagi dyktaturę, a wzmocnić siły prodemokratyczne. Przemawianie do Jarosława Kaczyńskiego jest mało efektywne. Być może kiedy straci siłę, będzie zmuszony do negocjacji na temat sposobu oddania władzy autorytarnej. Na razie nie ma z nim o czym rozmawiać. Ale warto mówić do ludzi, którzy dali mu siłę. To wyborcy są kluczem. Wyborcy i obywatele. Tak, jak doprowadziliśmy do odzyskania wolności i zwycięstwa demokracji w 1989 roku, tak samo i teraz doprowadzimy do zwycięstwa wartości nad interesami polityków. To tylko kwestia czasu.
I właśnie o ten czas chodzi. Jeżeli nie zaangażujemy się dzisiaj w powszechną edukację demokratyczną, na odzyskanie wolności będziemy czekać, aż w sklepach będzie tylko ocet. Jeżeli zewrzemy szyki, zmobilizujemy się i podejmiemy powszechną debatę, możemy obronić to, co tak bardzo boimy się dzisiaj stracić. Nasze spokojne życie, nasz dobrobyt i perspektywy, nasze poczucie wartości.
Musimy mówić do współobywateli. Bo nie da się przekonać Jarosława Kaczyńskiego do przestrzegania zasad praworządności. Nie da się go nawrócić. Ale można mu zabrać zabawki. Pozbawić poparcia i popleczników. Może to potrwa długo, ale doprowadzi nas do celu. A przecież lepiej powoli zmierzać do celu, niż nerwowo kręcić się w kółko.