Czy obawiam się Rafala Gorczynskiego albo innej osoby ukrywającej się pod tym nazwiskiem? Sam nie wiem. Ale wiem, że atmosfera przyzwolenia na takie zachowania i wypowiedzi może prowadzić do realnych czynów. Tego wszyscy powinniśmy się obawiać. Dlatego piszę i przestrzegam. Nie pozostawajmy obojętni. Reagujmy.
Do hejtu przyzwyczaiłem się od czasów, kiedy współprowadziłem bloga o prawach ojca i dziecka. To już wiele lat. Przywykłem. Nauczyłem się banować, bo okazało się, że rozmawianie z hejterem nie ma sensu. On nie szuka porozumienia. Chce dopaść i zagryźć, jak pies gończy. Czasami też działają w grupie urządzając polowanie z nagonką. Jeden podpuszcza, drugi rozwija temat, trzeci nagłaśnia i propaguje. Mowa nienawiści stała się dla mnie codziennością, kiedy uruchomiłem akcję „Razem przeciw kulturze gwałtu”. Wtedy hejt przybrał wymiar światopoglądowy (polityką tego nazwać chyba nie można). Tak zwani „prawacy” oburzali się, atakowali, pluli jadem. Szczególnie zasłużył się pewien ekstremalny publicysta, dawniej podobno uznany pisarz fantastycznonaukowy (nie znam, nie czytałem). Jego wyznanie – „Kto nigdy nie wykorzystał nietrzeźwej, niech rzuci pierwszy kamień…” stało się wizytówką tej formacji „duchowej”.
Od czasu obywatelskiego zrywu w końcu 2015 roku hejt wobec mnie przybrał zupełnie nowy wymiar. 10 stycznia 2015 roku pewien poseł partii rządzącej ogłosił na sali plenarnej Sejmu, że zamierzam strzelać do Jarosława Kaczyńskiego. Wszystko dzięki prowokacji grupy młodocianych trolli i hejterów. Autorzy tej prowokacji przyznali sobie nagrodę za trolling roku, na mnie zaś wylała się kolejna, znowu mocniejsza, fala hejtu. Złożyłem wtedy doniesienie na policję. Informowałem, podawałem szczegóły, przekazywałem dowody i poszlaki. Niestety… nie udało się namierzyć sprawców i sprawa została umorzona. Nie zdziwiło mnie to specjalnie, bo do tej pory kilkukrotnie składałem doniesienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa i nigdy prokuratura nie podjęła działania.
Fala hejtu się lała, groźby pozbawienia mnie życia słyszałem ja i moja żona w anonimowych telefonach i na komunikatorach mediów społecznościowych. Przestałem reagować. Skoro organa ścigania nie podejmują działania, cóż ja mogę zrobić? Przecież nie będę szukał sprawiedliwości samemu. Lincz to nie moja bajka. Poza tym… mam dać się zastraszyć?
Zawsze charakterystyczne było to, że fale hejtu pojawiały się w odpowiedzi na „rozkazy generałów hejtu”. Znane osoby, celebryci wygłaszali jakieś kłamliwe, ale nie wypełniające definicji mowy nienawiści, stwierdzenia na mój temat. To uruchamiało kampanię prowadzoną przez ludzi nieznanych, być może i fałszywych kont. Wtedy już nikt nie przejmował się poprawnością polityczną, kulturą osobistą czy możliwą odpowiedzialnością karną. Schemat był zawsze taki sam. Ktoś – a to polityk, a to działacz „organizacji młodzieżowej”, a to celebryta, a to kapelan środowisk – rzucał jedno kulturalne w miarę zdanie, ale zawierające moje nazwisko i wtedy ruszała ofensywa.
Tak się działo przez cały rok 2016. Na początku 2017 roku hejterzy dostali sygnał od moich byłych współpracowników. Poczuli, że teraz już nie ma żadnych barier. Skoro zdradzili Kijowskiego jego współpracownicy, znaczy, że można go dobić. Na fali tego hejtu osoby postronne zaczęły składać doniesienia do prokuratury, która z radością podjęła z urzędu postępowanie. Dochodzenie na podstawie doniesień osób, które pisały, że z mediów dowiedziały się o niegodziwościach popełnionych przez Kijowskiego i proszą o podjęcie dochodzenia. Jedyna sprawa, jaka się przeciwko mnie toczy w sądzie, została podjęta właśnie na podstawie takich doniesień, w zasadzie anonimowych, bo nie wiadomo, kim są ci, co doniesienia złożyli, a z całą pewnością nie mieli żadnego dostępu do rzetelnej informacji. To jednak prokuraturze nie przeszkadzało i nadal nie przeszkadza. Sąd musi prowadzić sprawę, dziesiątki świadków zeznają, coraz bardziej z całości wyłania się obraz, w którym nikt nie wie, na czym miałoby polegać moje przestępstwo, ale są tacy, którym bardzo zależało i nadal zależy, żeby mnie odsunąć od działania w sferze publicznej.
Kiedy w lutym 2018 roku otrzymałem od osoby przedstawiającej się jako Rafal Gorczynski, napisaną z adresu subaru60007@gmail.com, wiadomość o treści:
Ty kurwo bezradna jesteś tak głupi jak bogaty robisz ludzi za huja z każdej strony myślisz że cię nie załatwimy często przechodzimy obok siebie czasami się dotykając ale jeszcze chwila i kosa trafi na kamień czyli maczeta japońska która jest ostra jak laser nawet nie poczujesz i nikt ci nie pomoże bo będzie za późno życzę wypoczynek jeszcze te kilka dni i bój się ty wraku człowieka
postanowiłem ponownie podjąć kroki prawne. Uznałem, że to jednak przekracza granice głupiego hejtowania w necie i stanowi realne groźby podlegające pod kategorię gróźb karalnych. Zgłosiłem się na lokalny komisariat policji, dostarczyłem pełne nagłówki maila, z których łatwo można było ustalić, skąd wiadomość została nadana i jaką drogą przemieszczała się do adresata. W razie nawiązania kontaktu z operatorami i dostawcami usług internetowych można by ustalić tożsamość nadawcy a przynajmniej wskazać precyzyjnie skąd, kiedy, w jaki sposób swoje groźby w moją stronę wysłał.
Dochodzenie zostało jednak umorzone z powodu niewykrycia sprawcy przestępstwa. Dobrze, że chociaż użyto kategorii przestępstwa. Czas, w jakim wydano decyzję o umorzeniu oraz brak jakichkolwiek informacji o podjętych działaniach nie przekonują o zaangażowaniu organów ścigania w dotarcie do przestępcy.
Już wtedy, na początku 2018 roku, rozważałem możliwość upublicznienia tego zdarzenia. Uznałem jednak, że może to tylko głupi wybryk, że ci, co krzyczą, swoich gróźb nie spełniają, że wreszcie nie warto skupiać uwagi wszystkich na swoich sprawach.
W efekcie od ponad roku toczy się przeciwko mnie postępowanie wszczęte przez prokuraturę na podstawie donosów opartych na nierzetelnych informacjach medialnych, od pół roku regularnie stawiam się w sądzie w sprawie wynikającej z doniesienia prokuratury nie popartego żadnymi dowodami. Jednocześnie dochodzenia na podstawie moich doniesień z dowodami, pełnymi informacjami w sprawach prostych i jednoznacznych są umarzane.
Zdecydowałem się o tym napisać teraz, bo świadomość mowy nienawiści wzrasta i nawet prokuratura podobno zaczęła podejmować jakieś działania. Nie wiem, czy mogę wznowić w jakiś sposób dochodzenie prokuratury. Nie wiem, czy po 10 miesiącach nadal będzie łatwo zdobyć dowody od operatorów i dostawców usług. Monitoringi, logi i inne dowody mogły już zostać zatarte.
Czy obawiam się Rafala Gorczynskiego czy osoby ukrywającej się pod tym nazwiskiem? Sam nie wiem. Ale wiem, że atmosfera przyzwolenia na takie zachowania i wypowiedzi może prowadzić do realnych czynów. Tego wszyscy powinniśmy się obawiać. Dlatego piszę i przestrzegam. Nie pozostawajmy obojętni. Reagujmy. Pamiętajmy jednak, żeby nie poddać się tej atmosferze i nie odpowiadać w ten sam sposób. Pamiętajmy słowa napisane przez Natana Tenenbauma:
Każdy Twój wyrok przyjmę twardy
Przed mocą Twoją się ukorzę
Ale chroń mnie, Panie, od pogardy
Przed nienawiścią strzeż mnie, Boże
Wszak Tyś jest niezmierzone dobro
Którego nie wyrażą słowa
Więc mnie od nienawiści obroń
I od pogardy mnie zachowaj
Co postanowisz, niech się ziści
Niechaj się wola Twoja stanie
Ale zbaw mnie od nienawiści
I ocal mnie od pogardy Panie…
I mam taką propozycję dla wszystkich, którzy są przedmiotem hejtu, gróźb, mowy nienawiści, mowy pogardy... upubliczniajmy to. Nie udawajmy, że to tylko deszcz pada. Już wiemy, że to zjawisko jest groźne i może nieść tragiczne skutki. Do nas należy odpowiedzialność za obnażenie jego skali. Niech sprawcy przestaną być anonimowi i bezkarni.