Reklama.
Krystyna Pawłowicz ma niewątpliwie bogatą biografię. Czy jest osobą naukowo kompetentną? Wypowiedzi na temat związków partnerskich zdają się temu przeczyć. Brak jej też z pewnością wrażliwości w sprawach dotyczących płci. Nie wiem, w jakim stopniu jest to wynikiem skromności własnych w tym zakresie doświadczeń, ale to sprawy drugorzędne.
Wypowiedzi posłanki PiS na temat posłanki Anny Grodzkiej dyskwalifikują ją jako posła – jest to działanie na szkodę debaty publicznej i granie na niskich instynktach. Czy dyskwalifikuje ją jako pracownika nauki, nauczyciela akademickiego? Jeżeli tego typu treści profesor prezentuje swoim studentom – z pewnością władze uczelni powinny reagować. Tym bardziej, jeżeli uczelnia korzysta ze środków publicznych. Czy ta reakcja powinna polegać na relegowaniu profesor z uczelni? Nie jestem pewien, choć zgadzam się z Andrzejem Rozenkiem, że „poglądy” dr hab. Pawłowicz powinny być powodem do zażenowania całego środowiska naukowego. Władze uczelni powinny wypowiedzieć się w sprawie i zbadać, czy publiczne wystąpienia poseł nie łamią zasad kodeksu etycznego, jaki obowiązuje na uczelni i – ewentualnie – wyciągnąć wobec swojego pracownika przewidziane tam konsekwencje. Że takiego zamiaru nie mają, już wiemy. Prof. Wiesław Opalski, rektor Wyższej Szkoły Administracji Publicznej w Ostrołęce jest „bardzo zadowolony”.
Mnie bulwersuje jednak coś innego - niesłychane w swej treści stanowisko członków Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu. Jest ono przykładem zadziwiającej ignorancji w sprawach naukowych i niezrozumienia pojęć, którymi posiadacze tytułów profesorskich, doktoratów czy nawet pospolici magistrzy powinni umieć się poprawne posługiwać.
Podpisani pod stanowiskiem wyrazili „stanowczy sprzeciw wobec kolejnych działań godzących w podstawowe standardy demokracji, a także w podstawowe elementy etosu nauki”. Powodem sprzeciwu były „nagłaśniane przez niektóre media ataki na panią prof. dr hab. Krystynę Pawłowicz, za jej publicystycznie sformułowane wypowiedzi na temat roszczeń wysuwanych przez homoseksualistów i transseksualistów.” Nie wiem, na ile bluzgi pod adresem posłanki Grodzkiej czy osób o odmiennej orientacji seksualnej niż dr Pawłowicz nazwać można "wypowiedziami na temat roszczeń". Nie rozumiem również, dlaczego poważne kwestie społeczne, m.in. miejsce w porządku prawnym związków nieformalnych, nie będących małżeństwami, sprowadzane są do „roszczeń homoseksualistów i transseksualistów”. To teza nie tyle publicystyczna, co po prostu tak nieprawdziwa, że uchodzi za świadome fałszowanie rzeczywistości. Mam wrażenie, że to właśnie nie przystoi zarówno dr hab. Pawłowicz, jak i podpisanymi pod apelem w jej obronie naukowcom. Nie przystoi również, w stopniu kompromitującym podpisanych, wysuwanie stwierdzeń niemających nic wspólnego z wiedzą naukową.
I tak, sygnatariusze listu przypominają, że „zgodnie z aktualnym stanem wiedzy, transseksualizm nie oznacza radykalnej i dogłębnej zmiany płci, zwłaszcza na poziomie genetycznym. Utrzymywanie zatem tezy, że w wyniku zabiegów chirurgicznych można zmienić płeć danej osoby, jest nieprawdą.” Problem w tym, że „poziom genetyczny” nie jest jedynym determinantem płci człowieka. Ale by to wiedzieć, trzeba mieć odpowiedni poziom wykształcenia, w środowisku członków Akademickiego Klubu im. Lecha Kaczyńskiego najwyraźniej niespotykanego.
Inne zadziwiające stwierdzenie: „Podstawowe założenia syntetycznej teorii ewolucji wykazują, że najważniejszym zadaniem każdego gatunku jest przekazanie genów następnemu pokoleniu.” W znanej mi ze szkoły podstawowej i z dalszych etapów kształcenia „teorii ewolucji” podstawowym jej przedmiotem są geny i organizmy, raczej nie gatunki. Nie ma tam też mowy o „zadaniach gatunku” czy jakichś ich celach. Celowościowe myślenie o biologii jest za to charakterystyczne dla światopoglądu religijnego. Sprzecznego z naukowym. Stwierdzenie, że „przekazanie genów” jest motorem ewolucji i podstawą istnienia gatunku również ma cechy uproszczenia wiedzy naukowej – tak dalekiego, że z ust osób uważających się za naukowców nie powinno w ogóle padać w poważnej debacie.
No i wreszcie jest fragment najważniejszy, mistrzowski: „Gdyby wszystkie osobniki danego gatunku (także i człowieka) zamieniły się w osobniki homoseksualne – gatunek ten przestałby istnieć, ponieważ nie nastąpiłoby przekazanie genów następnemu pokoleniu, w związku z czym nie byłoby potomków.” Idąc tym tropem myślenia, czy teza ta dotyczy również bezdzietnych samców i samic?
Pomijając infantylny styl, zrozumiałbym, gdyby taki „kwiatek” pojawił się w wypracowaniu gimnazjalisty, ale podpisanie się pod nim profesorów, doktorów i inżynierów zakrawa na kiepski żart. Jednym z najbardziej fascynujących zagadek ewolucjonizmu jest właśnie rola zachowań homoseksualnych, które nie tyle pozostają w sprzeczności z ewolucją, co są jej wynikiem. Nie jest więc prawdą, że „z całą odpowiedzialnością można stwierdzić, że z punktu widzenia ewolucji homoseksualizm jest anomalią”. „Anomalią” rozumianą jako coś sprzecznego z ewolucją.
Ostatnie fragmenty wystąpienia Akademików to zarzuty pod adresem „stosownych gremiów światowych”, które miały doprowadzić drogą oszustw naukowych do „zmiany statusu homoseksualizmu z „zaburzenia” na „stan” i skreślenia go z listy chorób”. Zdaniem sygnatariuszy listu, „pierwszy raz w historii, o wykreśleniu z listy chorób zadecydowały nie badania naukowe, a referendum przeprowadzone wśród psychiatrów i psychologów”. W Poznaniu być może trudno zrozumieć, że czasami badania naukowe polegają na zbieraniu wywiadów, opinii, ankiet. Dokonują tego „stosowne gremia światowe” figurujące na liście najlepszych instytucji naukowych setki miejsc przed tymi z Poznania. Szkoda jednak, że tamtejsi luminarze nauk nie rozumieją pojęcia typologii i klasyfikacji, nie wiedzą, czym jest konwencja, przesądzająca często o rozumieniu stosowanych w języku, także nauki, pojęć. W Krakowie uczymy tego studentów (choć nie wszystkich dość skutecznie). O normie i anormalności rzeczywiście nie decydują czynniki subiektywne. Ale „orzeczenia instytucji międzynarodowych” nie są "czynnikami subiektywnymi".
Na koniec więc posłużę się zabiegiem literackim – subiektywną parafrazą, choć w opisanej sprawie właściwsza byłaby raczej interwencja dydaktyczno-psychologiczna.
Stanowczo protestuję przeciwko wystąpieniu członków Akademickiego Klubu Obywatelskiego, którzy swoją ignorancją, nieznajomością współczesnej wiedzy biologicznej czy metodologicznym analfabetyzmem, wyrażonym choćby bezradnością wobec pojęcia normy i anomalii, ośmieszają zawód naukowca i przyczyniają się do upadku społecznego autorytetu nauki, szerząc mity i uproszczenia rodem właśnie z czasów Trofima Łysenki czy demaskujących libertyńską i żydowską teorię względności obrońców narodowej tożsamości Niemiec.
Podpisuję się pod swoim protestem sam, bo zarzuty wobec wyżej opisanej błazenady kilkuset profesorów nie wymagają żadnego dodatkowego poparcia.
dr Mateusz Klinowski