Wydarzenia wokół nas są wyjaśnianie i rozumiane różnie. Poczynając od Smoleńska, po znacznie mniej istotne wydarzenia ze świata polityki i gospodarki. Od razu dodam, nie będę pisał, czy to był zamach, czy nie. To, o czym chciałbym napisać, to postawa, która dość często obserwuję gdy tylko dyskusja zejdzie na owe kontrowersje.
Otóż to postawa, którą nazwałbym: prawda nas zniewoli. Dla mniej zorientowanych dodam, że jest to dokładnie przeciwieństwo słów Jezusa z Ewangelii Jana 8:32: „I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”.
O co mi chodzi?
Otóż wiele osób alergicznie wręcz obawia się wątpliwości. Uważam to za obłudne i co najmniej niedojrzałe. Wątpliwość bowiem to pukanie do naszych umysłów pytań. Ich istnienie (otwieranie im drzwi) to papierek lakmusowy wszelkich zdrowych przekonań. Żyjemy przecież w świecie złożonym. Nieogarniętym. Pojawianie się pytań jest w nim nieuchronne. Traktowanie uczciwie własnych przekonań, jakie by one nie były wspaniałe, oznacza konieczność podejmowania wysiłku odpowiedzi na owe pytania. To oczywiście docelowo nas rozwija – albo wpływa na zmianę, albo potwierdza i wzmacnia to, do czego byliśmy uprzednio przekonani.
Oczywiście, będąc zupełnie szczerym, trzeba przyznać, że nie mamy czasu na to, by rozstrzygać wszelkie pytania, jakie nam się pojawiają. Idziemy więc często na skróty – dokonujemy jakiejś wstępnej selekcji tego, co faktycznie jest pytaniem istotnym, a co jedynie stratą czasu. Tutaj niestety pojawia się szerokie pole do udawania przed samym sobą. Niemniej, uwzględniając owe zastrzeżenia, unikanie WSZELKICH pytań, nie wysłuchiwanie i nie traktowanie poważnie WSZELKICH adwersarzy, wyśmiewanie i wyszydzanie WSZELKICH argumentów stanowiska przeciwnego, jest nieuczciwe.
Więcej: dowodzi naszej słabości. To ucieczka. To wyznanie, że prawda mnie zabije. Nie chcę prawdy. Ona mnie kompletnie nie interesuje. Interesuje mnie spokojne życie, nic więcej. A prawda naruszając ów spokój niewoli to, w czym chcę żyć.
Wszyscy (chyba?) pamiętamy piosenkę Lombardu „Przeżyj to sam.” Jest bardzo prawdziwa. Choć byłem jeszcze młody w czasach, które opisuje, potrafię zidentyfikować się z przedstawionym w niej człowiekiem. Z jego pragnieniem spokoju, które przecież jest ludzkie i naturalne:
Ktoś inny zmienia świat za Ciebie
Nadstawia głowę, podnosi krzyk
A Ty z daleka, bo tak lepiej
I w razie czego nie tracisz nic.
Tyle że, jak sugeruje piosenka, nie może on być wartością najwyższą i dobrze, gdy nią być przestaje:
Widziałeś wczoraj znów w dzienniku
Zmęczonych ludzi wzburzony tłum
I jeden szczegół wzrok Twój przykuł
Ogromne morze ludzkich głów
A spiker cedził ostre słowa
Od których nagła wzbierała złość
I począł w Tobie gniew kiełkować
Aż pomyślałeś: milczenia dość
W końcu, refren przekonuje, słusznie myślę, że chowanie głowy w piasek jest wyrzeczeniem się człowieczeństwa:
Przeżyj to sam, przeżyj to sam
Nie zamieniaj serca w twardy głaz
Póki jeszcze serce masz
W sytuacji komunizmu wydawało się to może jaskrawsze, bardziej oczywiste. Ale zagrożenie dziś jest takie samo. To ten sam mechanizm wyparcia, zaprzeczenia, odarcia się z godności istoty wartościującej i myślącej. W końcu, dla chrześcijan: to lekceważenie słów Jezusa. Który przekonuje, że prawda wyzwala, a nie niewoli. Poznanie prawdy czyni z nas ludzi świadomych, a świadomość właśnie pozwala nam na opowiedzenie się po właściwej stronie. Które jest najpełniejszym możliwym urzeczywistnieniem naszej wolności.