Jeśli chcemy, żeby Polska była normalnym, sprawiedliwym, rozwijającym się wszechstronnie krajem, naprawdę dobrym dla wszystkich swoich obywateli i otwierającym przed nimi szanse, przyjacielsko współpracującym z innymi krajami - to musimy wygrać. We wszystkich wyborach, które nadchodzą.
Nie wygramy sami. Taki nastał teraz czas w polskiej polityce, że aby przeciwstawić się nacjonalistyczno-autorytarnej machinie, manipulacji emocjami i sile oddziaływania projektu 500 plus z jego godnościowym znaczeniem - musimy działać wspólnie z innymi obrońcami wolności, demokracji, prawa, sprawiedliwości i polskiej racji stanu.
To partie i ruchy polityczne - myślące podobnie, lub mogące skupić się wokół głównego celu. I cieszy początek konkretnej współpracy Platformy i Nowoczesnej, choć to jeszcze za mało.
Ale to również - ruchy obywatelskie. Od zimy 2015/2016 widzimy, jak rodzi się bunt obywatelski i jego nowe, różne oblicza. Sukcesy i przegrane KOD-u, siła podmiotowości organizacji kobiet walczących o swoje prawa, gotowych na poświęcenie w imię fundamentalnych wartości, ale i niechętnych jakiejkolwiek centrali narzucającej im sposoby działania, sprawność Akcji Demokracja w dotarciu do pojedynczych osób, odwaga i determinacja Obywateli RP ( by wymienić tylko niektóre z organizacji) - tworzą nową jakość polskiego społeczeństwa obywatelskiego.
Trzeba się spotkać wokół zadania, jakim jest nie tylko odsunięcie PiS od władzy, ale jakim jest odwrócenie trendu cywilizacyjnego, w jakim Polska się znalazła. Trzeba zobaczyć nową Polskę, a nie tęsknić do tej, która już była. I minęła.
To oczywiście nie jest proste, jeżeli myślenie o celach, formach działania, przemianach świadomości potencjalnych wyborców grzęźnie w przestarzałych schematach i niejednoznaczności.
Przestarzałym schematem jest jeszcze zalegające w umysłach myślenie w kategoriach dawnego konceptu POPiSu.
Bo to wtedy zniknęło wyczulenie na groźbę, jaką może stanowić spaczona misja IPN podporządkowana albo inkwizycyjnej walce z Lechem Wałęsą, albo żerującej na fałszywej dumie, czy właściwie pysze narodowej obronie nawet ciemnych prawd polskiej historii. Efektem jest sprawa ustawy o IPN przedstawiana jako konflikt polsko-izraelski. A to nie jest konflikt tego rodzaju.
To jest bolesny, dramatyczny konflikt Polaków z Polakami. Tych, którzy są gotowi z podniesionym czołem - wiedząc, czym była wojna i okupacja w Polsce - podjąć rekolekcje dotyczące oczyszczenia z win, które też istniały. Z tymi, których dziecięca niedojrzałość trzyma w patriotycznej wersji żołnierzyka nie przyjmującego żadnych prawd poza komiksową wersją historii.
Narody, które nie umieją dać sobie rady zarówno z wielkością, jak i z małością - spadają w przepaście zapomnienia lub pustej dumy. Tego schematy myślowe POPiSu nie dostrzegają. I kwitną szeroko.
Bo to w czasach konceptu POPiSu, tuż po wejściu do Unii Europejskiej i wielkiej, dobrej batalii w referendum w sprawie przystąpienia do UE - zaczął gruntować się jak skamielina w polskiej mentalności stereotyp brukselki do wyciśnięcia.
Tak, było potrzebne byśmy chwycili europejskie pieniądze tak nam potrzebne na rozwój.
Ale Unia Europejska, to coś więcej niż budżet do podziału, polityka spójności i Wspólna Polityka Rolna. To także nastawienie na nowoczesność, rozumna walka o lepsze środowisko, to również pilnowanie fundamentów demokracji, przestrzegania prawa, niezależności sądownictwa i mediów, gwarancji pełni praw obywatelskich. Jeśli spieramy się o to, czy rodzina europejska może w ogóle dyskutować o uruchomieniu procedur oceniających, czy systemowo łamiemy reguły demokracji i praworządności i to po naszej stronie : obrońców wolności i demokracji, to znaczy, że zżera nas rak niezrozumienia sensu Unii Europejskiej.
Mamy wtedy w nosie solidarność europejską, uchodźców - nasze roszczenia są najważniejsze. I mówimy dumnie o Europie, ale w praktyce podążamy „wężykiem, wężykiem.....”.
Mamy wtedy w nosie dorobek cywilizacyjny i tożsamościowy Unii Europejskiej, bo podświadomie bliżej jesteśmy wyśmiewania zjawiska „multi-kulti” widząc w nim przymus otwartości na odmienność, a nie wolę otwartości na odmienność wynikającą z płci, koloru skóry, orientacji seksualnej, nacji, religii, czy poglądów. Dlatego mimo deklaracji - projekt walki o prawa kobiet wpychamy tylko i wyłącznie w nierozstrzygalny moralnie spór o aborcję mówiąc o kompromisie i przygniatając jego ciężarem debatę o swobodzie wyboru kobiet. Idziemy „wężykiem, wężykiem...”.
Dzisiaj PiS nazywa ten oświeceniowy dorobek europejski (współczesnego Oświecenia) - „lewactwem”, a my często w ciszy wycofujemy w takich sytuacjach nasz głos. Dlatego reakcje na mowę nienawiści są spóźnione. Dlatego nie budujemy mocnej tamy dla nazizmu w polskiej wersji. Dlatego tak słabo brzmi głos oporu przeciwko powtórce antysemickiej w 50-lecie Marca’68. Sami zamykamy sobie niejednokrotnie usta mówiąc, że ważniejsze jest kochać Polskę i broń Panie Boże nie otwierać sporu z większością, która według badań idzie w stronę autorytaryzmu.
Bo nie chcemy się narażać sondażom. To jest zmora tej skamieliny myślowej, która w nas jest. Nieważne, że w 2015 ok.34% Polaków było przeciwnych przyjęciu uchodźców, a dziś jest ich przeszło 80% - nie podejmujemy trudu walki o zmianę świadomości Polaków, bo boimy się zrobić cokolwiek przeciw sondażom. Jasne, marketing polityczny jest kluczem do profesjonalnej polityki. Ale priorytety są nim również.
Bo może polityka to nie tylko bierność podążania za sondażami z wykreowanymi przez kogo innego wynikami tych sondaży, ale też kreowanie postaw, i po ciężkiej pracy - zmienianie przyszłych sondaży.
Polityka czasu, w którym żyjemy wymaga jednoznaczności. I dobrej oceny sytuacji, a nie kalkulacji nieustannie wspierających się na podświadomej, trochę pisowskiej wizji świata.
Jest jasne, że głosów wyborców PiSu i im podobnych nie zdobędziemy. I jest głupie, że definiujemy tzw. miękkie postawy ciągle, jak w czasach mentalności POPiSu - jako te, które są między Platformą a Prawem i Sprawiedliwością. A nie widzimy, że dzisiejsze „miękkie postawy” mogą być całkiem gdzie indziej - właśnie po tej stronie młodych, która niekoniecznie odwraca się od demokracji, właśnie po tej stronie różnych grup społecznych, które nie ufają PiS-owi, ale nie ufają też Platformie, bo się zawiodły, albo nigdy nie były zachęcane do rozmowy.
Często mówi się, że trzeba wiedzieć, jacy ludzie są np.w Kościerzynie, czy w Końskich - słusznie. Polityka musi mieć swoich konkretnych adresatów. Ale myślenie, nastawienia tych adresatów można zmieniać, szczególnie jeśli znajdziemy w tych małych miejscowościach takie osoby, które w lipcu poszły ze świeczką pod sąd. O nich myślmy!!!! O ich nadziei, o ich potrzebach, o ich odwadze. To buduje głęboką wiarygodność.
Jednoznaczność daje czystość oceny sytuacji. Jednoznaczność jest podstawą wiarygodności. Jednoznaczność jest postawą, która buduje, która organizuje wokół, która otwiera. Ale często mówi się, że ważniejsza jest jednomyślność. A jednomyślność jest tylko narzędziem do osiągania celu. Jednomyślność bez jednoznaczności jest pusta. Bo w jednomyślności uczestniczą mechanizmy partyjne, a w jednoznaczności zawsze uczestniczą ludzie i ich postawy.
Nowa, polska polityka - jeśli ma się stać realną siłą musi wyrastać z siły przeżyć, marzeń i potrzeb ludzi. Ale też musi być profesjonalnie budowana, jak ostatnio opisuje to w kategoriach marketingowych Anna Mierzyńska.
Nie można mówić, że się jest za przywróceniem praworządności w Polsce i odwracać plecami od działań, które są ostatnim ostrzeżeniem w tych sprawach - jak dyskusje o art. 7 ust.1 mówiącym o stwierdzeniu systemowego zagrożenia dla praworządności. Nikt nie chce sankcji dla zwykłych ludzi, dla możliwości projektów unijnych, dla samorządów, ale decyzje w tej sprawie dzieją się trochę w innych porządkach, kolejności i procedurach. Nie wolno więc ich mieszać.
I gubić jednoznaczności w sprawach fundamentalnych. To rządy PiSu wyrzucają Polskę za burtę europejskiego dialogu i wspólnoty ustaleń. I to od rządów PiSu zależy, czy wrócimy do europejskiego stołu rozmów.
Jeśli gubi się jednoznaczność, to przejmuje się język pisowskiej propagandy: pełen emocji język piętnujący zdrajców i zdradę, język nieustannego krzyku. A to nie jest język formacji, które chce budować przyszłą Polskę, V Rzeczpospolitą. I o niej rozmawiać.