W Parlamencie Europejskim będziemy głosowali kolejną rezolucję na temat Polski. Jest ważne, żeby wiedzieć, dlaczego - z mojego punktu widzenia - należy głosować za rezolucją. Są cztery aspekty tej sprawy.
Pierwszy, realistyczny - czyli o czym de facto jest ta rezolucja. Popieramy w niej decyzję Komisji Europejskiej, stawiającej rządowi polskiemu wymagania powrotu na ścieżkę praworządności (czas do końca marca). A jeśli to nie nastąpi otworzy się procedura z art. 7. ustępu 1. Traktatu mówiąca o potrzebie stwierdzenia przez Radę, państwa członkowskie, że w Polsce łamane są systemowo zasady praworządności (do takiego stanowiska potrzebne są głosy 22 krajów). I to Rada dalej zdecyduje - jakie kolejne kroki ewentualnie podejmie. Ta rezolucja mówi też jasno, że skoro Komisja wszczęła procedurę oceny praworządności w Polsce, to Parlament nie musi już w tej materii przygotowywać własnego Raportu (do czego zobowiązano Komisję Wolności i Sprawiedliwości rezolucją z listopada). I wreszcie, rezolucja mówi, że Parlament Europejski chce być o wszystkich krokach informowany i jest gotowy do współpracy z Radą i Komisją.
Jak widać - wszystkie karty, by uniknąć złej oceny sytuacji w Polsce i wstrzymać procedowanie artykułu 7 - są w rękach rządu Morawieckiego.
Drugi aspekt - symboliczny. PiSowskie oddziały propagandowe od dawna grzmią, że ci, którzy są za taką presją na rząd polski, by wrócił na ścieżkę praworządności- są zdrajcami. Symbolicznie wiszą na szubienicach, jak ja i moje koleżanki z Parlamentu Europejskiego. Gorzej, że część naszych kolegów z PO niekiedy uważa podobnie ulegając propagandzie PiS i mówiąc, że głosowanie za rezolucją to droga do sankcji, a sankcji dla Polaków nie chcemy. Słyszałem zresztą kuriozalne wystąpienie jednego z kolegów z PO, który mówił, jak Kaczynski - że kwestie praworządności to nasza wewnętrzna, krajowa sprawa. Jak byśmy nie byli w unijnej wspólnocie....
Tak, sankcji dla Polaków nie chcemy, ale chcemy jak najsilniejszej presji, by rząd PiSu to zrozumiał. Bo istota tej sprawy leży po stronie zachowań i decyzji PiS, a nie naszej, posłów opozycji. Nie można wejść w myślenie pisowskie. Nie wolno sprzedać wolności i demokracji za pieniądze. Bo Unia Europejska - i to również ma wymiar symboliczny - jest rodziną wspólnych działań ekonomicznych, ale też wspólnoty wartości. A te wartości, to nie jakieś inteligenckie mrzonki - tak jak marzenie o zwycięstwie Solidarności nie było inteligencką mrzonką.
Symbolicznie więc - nie rozmawiamy o zdradzie, tylko o jednoznaczności naszej obecności w rodzinie europejskiej. Ze wszystkimi szansami i obowiązkami.
Trzeci aspekt, to aspekt wyborczy. Czyli, jak głosowanie w sprawie rezolucji wpłynie na szanse wyborcze Platformy i opozycji. Nie ma żadnego dowodu, że wyborcy PO nie chcieliby zagłosować za rezolucją, by zwiększyć presję na rządy PiSu. Nawet, jeśli nie chcą sankcji materialnych - to dyskusja o nich i tak się toczy, kiedy wiele krajów chce, by dostęp do środków unijnych był warunkowany przestrzeganiem zasad praworządności. Ale to jest inna linia sporu, i o tym trzeba dyskutować, walcząc, by obywatele nie byli ukarani za rząd. Tak to trzeba przedstawiać wyborcom Platformy i nie traktować ich, jak idiotów uległych propagandzie PiS.
Spójrzmy zresztą na ostatni przykład z Węgier - zwycięstwo kandydata antyOrbanowskiego w wyborach lokalnych przy wyższej niż zwykle frekwencji i zjednoczeniu opozycji. Jeśli chcemy wygrać, to trzeba być otwartym szerzej. Na tych, którzy nie są na dzisiaj wyborcami PO, ale przy jednoznaczności naszych europejskich zachowań - będą nimi !! Walka z PiSem, to walka o wartości. To walka o fundamenty dorobku po 1989 roku. To walka o przyszłość, która będzie normalna i nowoczesna, i wspólna z przyjaciółmi z Unii Europejskiej. To jest klucz. Nie wolno zamazywać racji i stron w tej walce. Nie wolno kręcić. Nie wolno nie zdobywać szerszego elektoratu, niż ten który wciśnięty jest dziś między PiS a PO.
Wyborczo - jednoznaczność odwoływania się do wartości europejskich się opłaci. Bo to nie są puste, firankowe wartości. To są konkretne wartości - bez niezależnego i przejrzystego systemu sądowniczego zdrowa gospodarka się nie utrzyma. Bez rozdzielności władzy ustawodawczej, sądowniczej i wykonawczej oraz dbania o ich równowagę poprzez rzetelność Trybunału Konstytucyjnego - przestrzeganie praw obywatelskich na dłuższą metę się nie utrzyma. Zwycięży siła państwa, a nie racje i prawa człowieka.
I czwarty aspekt - w jakimś sensie lingwistyczny. To dobry czas, żeby zachowując się jednoznacznie uświadomić sobie, jak wielkie zagrożenie płynie z możliwego zniewolenia językowego. Bo skoro troska o Polskę nazywana jest zdradą, służenie wyborcom określane mianem antypolskiej postawy, piętnowanie łamania prawa i Konstytucji definiowane jako sprowadzanie na Polskę złowrogo brzmiących sankcji, udział w debacie politycznej, gdzie strony sporu mają prawo w demokracji do swojego zdania - traktowane jak donoszenie, to znaczy, że manipulacja językiem jest tym, czym PiS usiłuje wygrać walkę o rząd dusz wzbudzając emocje. Nie ma znaczenia, że to kłamstwa, przegięcia prawdy, uproszczenia, chory charakter często prymitywnych emocji. Przejęcie tego języka - nie przyniesie nam, obozowi wolności i demokracji, szans na wygraną. Tylko własny język, własne rozumienie patriotyzmu, własne myślenie i oceny i ich przejrzyste wypowiadanie - takie szanse może przynieść.
Szanuję odrębność postaw w wielu sprawach, także w związku z głosowaniem nad tą rezolucją w Parlamencie Europejskim. Nie zawsze można zachowywać się jednolicie. Tak jednak sobie myślę, że różnorodność, publicznie wytłumaczona, jest lepsza, niż przymus jedności.