Od weekendu tuż przed połową marca, kiedy Europa uświadomiła sobie, że jest w epicentrum pandemii KORONAWIRUSA minęła prawie że epoka, jeśli chodzi o wyzwania, ich rozumienie oraz przeciwdziałanie skutkom wirusa.

REKLAMA
Nie ma kraju na świecie, w którym dawano by sobie radę z zagrożeniami od razu i to we wszystkich możliwych wymiarach zarazy. Może osiągnięcia Południowej Korei oraz Niemiec pokazują, że stosunkowo szybko można osiągnąć w miarę pełne zdolności zarządzania tym kryzysem mając sprawne systemy opieki zdrowotnej, wyszkoloną administrację, używając nowoczesnych technologii do monitorowania i prognozowania trajektorii wędrówki wirusa. I rozumiejąc, jak ważna jest olbrzymia skala testowania obecności wirusa oraz wyodrębniania grup ryzyka.
Reszta brnie przez błędy. W niektórych krajach, jak w Polsce do chaosu zarządzania dochodzi też i polityczna zła wola. Bo parcie za wszelką partyjną cenę do wyborów prezydenckich 10 maja jest nie tylko grzechem śmiertelnym i porażką zarządzania kryzysowego, ale tworzeniem bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia Polaków. Akcja „urna w każdym domu” wywołuje falę śmiechu i ostrej satyry, ale i niesie grozę. A przecież w zarządzaniu kryzysem zawsze najważniejsze jest zaufanie, wiarygodność, budowanie prawdziwej solidarności wszystkich.
Niewiarygodne władze nie mogą wiarygodnie zarządzać niewiarygodnie olbrzymim kryzysem. Co nie zmienia faktu, że i tak w czasach kryzysu z zagrożeniami śmierci ludzie potrzebują komuś „zawierzyć się” w jakimś sensie - 70% Polaków uważa, że władze sobie radzą z kryzysem.
Co jest najważniejsze teraz ?
Zrozumienie przez wszystkich, że w centrum polityki pandemii musi być tylko człowiek.
Bo to życie i zdrowie każdego z nas jest zagrożone. Bo zagrożone są nasze dochody, możliwości zakupów, spłaty kredytów, nasza praca (a co z zatrudnionymi w „prekarnych” formach?). Bo część z nas musi się wdrożyć do zupełnie innego reżymu pracy - pracy zdalnej z jej nie do końca określonymi regułami (od samodyscypliny pracujących po możliwości monitorowania nas przez pracodawców). Bo zmieniają się z dnia na dzień i nie wiadomo na jak długo relacje społeczne - inaczej funkcjonuje rodzina, czas wolny, planowanie wakacji, stosunki intymne, stosunki z dziećmi, które nie umieją się uczyć przez Internet, a nauczyciele i szkoły są przecież do tego niegotowe. Skądinąd widać, jak dostosowują się do nowej sytuacji instytucje kultury przechodząc z ofertą do sieci i budując cyfrowe rozwiązania. Czy restauratorzy oferując zwiększoną możliwość zakupu posiłków online. Cyfrowa rewolucja przyspiesza na naszych smartfonach, iPadach, komputerach.
Zmienia się wszystko - i może się okazać, że wiele z tych zmian zostanie na zawsze. Bo będą nadchodzącą alternatywą wygody i efektywności.
Kiedy dokoła zmienia się wszystko i żyjemy w obliczu nieprzewidywalności zarazy - potrzebujemy być w tym nowym doświadczeniu razem z innymi. Tu jest ten paradoks koniecznego społecznego dystansu dla ochrony naszego życia i zdrowia oraz - w tych samych momentach: wielkiej empatii i solidarności. Widać ją w trosce o seniorów w wielu domach. Widać ją w poświęceniu wszystkich pracowników służby zdrowia i wielu usług publicznych. Widać ją we wdzięczności społecznej wobec tych, co są na pierwszej linii frontu. Przy ulicy, na której mieszkam w Brukseli codziennie o g.20 ej ludzie stają w oknach i na balkonach: krzyczymy, bijemy brawo, śpiewamy, psy szczekają, nawet kibicowskie piszczałki się przydają - to w podzięce dla medyków, pielęgniarek i aptekarzy.
Ludzie mają w sobie odruch solidarności. Najgorsze, gdy władze rządowe nie rozumieją, co to jest solidarność. Bo w Polsce ich zachowania i reakcje na kryzys - nie wyszły poza schemat polaryzacji społeczeństwa, dzielenia i obrażania. Minister edukacji w telewizji, która łaja nauczycieli za strajk i potrzeby podwyżek, zamiast motywować ich dzisiaj do nowego typu nauczania, i pomagać im nie tylko poprzez wydanie biurokratycznego rozporządzenia w sprawach edukacji zdalnej - to kamień rzucany w solidarność międzyludzką. Tak, jak bajdy premiera Morawieckiego o patriotycznych tradycjach - dziś trzeba znaleźć nową formę patriotyzmu, patriotyzmu czasów zarazy.
Ale oprócz tej ulotnej sfery wartości, emocji, zachowań - co jeszcze jest dziś najważniejsze?
Zrozumienie przez wszystkich, czym jest ta zaraza.
To nie „chwilówka”. To groźba, na którą ludzkość nie ma jeszcze odpowiedzi w postaci bezpiecznej i skutecznej szczepionki, a nawet w sposobie leczenia (chory jest pod respiratorem, dostaje leki wzmacniające, ale tak naprawdę organizm musi sam się obronić ). To groźba, którą trzeba analizować matematycznie. Imperial College dał wzorzec. I zmienił nastawienia Borisa Johnsona. Ale ta matematyczna wykładnia pokazuje związek między nieuniknionym, choć tamowanym w czasie nasileniem się zarazy, a gotowością szpitali do przyjmowania i leczenia pacjentów. Pokazuje niebezpieczeństwo powrotu Koronawirusa w drugiej fali.
Pokazuje wielką możliwą skalę śmiertelności, jeśli systemy ochrony zdrowia i restrykcje dla życia publicznego nie zdadzą egzaminu. Brytyjczycy mówią o czarnym scenariuszu u siebie z poziomem śmierci sięgającym aż do pół miliona ludzi. Epidemiolodzy w świecie mówią o najgorszym scenariuszu rozwijającym się w dwóch falach, który może przynieść śmierć więcej niż 10 milionom ludzi. Nikt dzisiaj jednak jeszcze nie wie, dlaczego skale śmiertelności są tak odmienne - we Włoszech 10% zdiagnozowanych, a w Niemczech poniżej 1%. Ta nieprzewidywalność budzi grozę.
To, co piszę, to nie jest straszenie. To jest uświadamianie sobie skali i długotrwałości problemu zarazy, tej zarazy.
I właśnie od tej świadomości i wiedzy powstającej w pełnym związku z nauką - a nie generowanej w politycznych gabinetach - musi zależeć strategia ograniczania zagrożeń i polityka pandemii.
Jak więc nas chronić ? Nas, ludzi, obywateli, pracowników, seniorów i dzieci...
Michał Boni