sxc.hu

Godzina przed akcją. Spotkanie w katowickiej siedzibie ABW. Ostatnie uwagi, wskazówki dowodzących. Do Siemianowic jadą dwa samochody. W jednym z nich dwaj funkcjonariusze "ekipy filmującej". W drugim troje agentów "grupy realizacyjnej". Na miejscu pierwsi będą "filmowcy". Troje agentów odpowiedzialnych za "realizację" pomyli adres. Dopiero po kilku minutach zawrócą i staną przed właściwym budynkiem. Jest szósta rano.

REKLAMA
Dzwonek domofonu. Odzywa się kobiecy głos. Agent przedstawia się, podaje cel wizyty. Prosi o otwarcie drzwi. Z drugiej strony prośba o chwilę czasu na "ogarnięcie się". Drugi dzwonek. Tym razem odpowiada Henryk Blida. Przez kuchenne okno ogląda legitymację służbową funkcjonariusza. Za płotem posesji rozstawia sprzęt "ekipa filmująca". Te kilkanaście sekund uwieczni kamera. Na filmie widać trójkę osób wchodzących po schodach w stronę wejściowych drzwi.
Kobieta i dwaj mężczyźni wchodzą do domu. Gospodarz przyjmuje ich w małym saloniku. Po kilku minutach pojawia się wśród nich Barbara Blida. Nie udało się do dziś ustalić skąd weszła i co robiła od czasu pierwszej rozmowy przez domofon. Dowodzący akcją przedstawia jej decyzję o zatrzymaniu. Prosi o podpis. Blida odmawia. Dostaje pozwolenie na telefon do adwokata. Dzwoni. Na zmianę - z komórki, ze stacjonarnego, potem znów z komórki. Krótka rozmowa z panią adwokat. Decyzja - czekać. "Niczego nie podpiszę".
Barbara Blida ma na sobie gruby, frotte'owy szlafrok w kolorze ecru. Pod nim tylko bielizna. Atmosfera "spotkania" jest napięta. Jeden z agentów rozkłada na stole dokumenty - przygotowuje się do spisania protokołu. Blida prosi o możliwość skorzystania z toalety. Dowodzący akcją ruchem głowy nakazuje agentce przeszukanie zatrzymanej i towarzyszenie jej w drodze do toalety. Według jednej z późniejszych hipotez w kieszeni szlafroka znajduje się rewolwer. Umyka on jednak uwadze przeszukującej. A może zresztą wcale go tam nie ma? Miejsce ukrycia broni przed oddaniem strzału pozostanie jedną z tajemnic tej sprawy.
W stronę łazienki udają się obie. Agentka wchodzi do środka, lustruje pomieszczenie. Nie do końca wiadomo co robi później. Według zeznań Henryka Blidy, siada na oparciu fotela stojącego u wejścia do łazienki. Pozostali utrzymują, że wchodzi do środka razem z byłą posłanką. Pomiędzy kobietami ma dojść do dialogu - "Czy będzie pani patrzyć na mnie nawet gdy korzystam z toalety? - Tak". Barbara Blida przechodzi z głównej łazienki do mniejszego pomieszczenia - tam pada strzał.
Barbara Blida osuwa się bezwładnie na ziemię. Pierwszy jest przy niej mąż - Henryk. To on znajduje broń - rewolwer, który wysunął się spomiędzy poł szlafroka. "Proszę to odłożyć, proszę to odłożyć!" krzyczy dowodzący akcją wzywając jednocześnie pogotowie. Agenci podejmują reanimację. Z dziury w piersi Barbary Blidy wylewa się krew.
Pogotowie przyjeżdża w kilka minut. Drogę wskazuje im Henryk Blida, wysłany przez agentów na drogę przed budynkiem. Ratownicy przeciągają umierającą kobietę do większego pomieszczenia łazienki. Zakładają opatrunki, wkłuwają się w naczynia krwionośne. Po pół godzinie reanimacji na miejsce dociera kolejna ekipa. Do domu Blidów zaczynają zjeżdżać się ludzie. Policjanci, prokuratorzy, szefowie służb specjalnych, rodzina. Jeszcze przed rozpoczęciem oględzin zjawi sie tam ponad 30 osób!
Barbara Blida umiera o 7.25 "Bezpieczny" (bo pozbawiony kuli, choć zawierający śruciny) pocisk wystrzelony z rewolweru pokonuje mostek, rozrywa worek osierdziowy. Przebita na wylot aorta i rozerwany lewy przedsionek serca nie pozostawiają złudzeń. Wobec takich ran każdy człowiek byłby bezradny.
Dziś, po kilku latach śledztwa i pracy specjalnej, sejmowej komisji, w tej sprawie wciąż więcej jest pytań niż odpowiedzi.
Dzień później, w Tychach, sesja Rady Miasta. Mieczysław Podmokły - wtedy radny - kładzie na mównicy czerwoną różę. Z podziękowaniem dla Barbary Blidy za inicjatywy przeprowadzone dla miasta. Sala zamiera w minucie ciszy.