Długość obowiązywania autorskich praw majątkowych to jedna z największych paranoi współczesnego prawa autorskiego. W USA, miejscu, gdzie bije serce światowej popkultury, właśnie rozpoczęto dyskusję nad możliwością ich skrócenia. Tymczasem w Polsce...
REKLAMA
Maria Pallante, dyrektor amerykańskiego Copyright Office, która będzie zachęcać kongresmenów do reformy prawa autorskiego, chce zmian. Jej zdaniem obecny kształt prawa stoi przede wszystkim na straży monopolu posiadaczy praw autorskich. Ciężko będzie tę tendencję odwrócić. W zasadzie od kilkudziesięciu lat obserwujemy tylko i wyłącznie tendencję do wzmocnienia ochrony dzieła, co oznacza ograniczanie praw użytkownika. Ten oczywisty przechył był powodem powstania wielu rewolucyjnych serwisów torrentowych, np. The Pirate Bay. Zresztą, potrzeba zmiany wynika nawet ze środowisk nieprzychylnych ograniczeniu prawa autorskiego. Trudno przecież nie zgodzić się z wadami obecnego systemu - przepisy są stare, na tle cybernetycznej rzeczywistości dość skomplikowane, ich interpretacja jest trudna, a wykładnie różne i nieprzewidywalne. Głos Pallante wpisuje się w trend oficjalnych stanowisk wysokich urzędników dostrzegających niebezpieczne wzmocnienie monopolu posiadaczy praw. Niedawno głos w tej sprawie zabrała Komisja Europejska, która posiłkując się raportem przygotowanym przez Prospective Technological Studies uznała, że piractwo wspomaga sprzedaż muzyki, a nie odwrotnie.
Na naszym podwórku o skróceniu obowiązywania praw autorskich nikt się nawet nie zająknie. Mam wrażenie, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, funkcjonuje w warunkach jakiegoś rodzaju terroru tzw. środowisk twórczych, reprezentowanych przez szacowne instytucje typu ZAiKS, a każda próba reformy jest zamachem na kulturę (niedawno gdzieś wpadło mi w oko, że poszerzenie dozwolonego użytku przełoży się na jej totalny upadek). Być może ten strach przed protestami „ludzi kultury”, czyli de facto podmiotami czerpiącymi największe zyski z obecnego systemu praw, przekłada się na problem w wyjaśnieniu przez resort zagadki, na jakiej podstawie ZAiKS, zamiast przekazywać tantiemy twórcom, najpierw lokuje je na lokatach. Osobiście, wciąż nie mogę pojąć, jak to jest możliwe i choć to nieco inna kwestia, to znakomicie obrazuje ona, że w Polsce, na poważnie, żadna instytucja państwowa problemem praw autorskich się nie zajmuje.
Zauważmy, że taka dyskusja rozpoczyna się właśnie w USA, gdzie obecnie obowiązuje najdłuższy okres ochrony praw autorskich, a lobby muzyczne jest niezwykle silne. OKres ochrony dla osób fizycznych wynosi tam 70 lat, dla prawnych od 95 do 120 lat (po wprowadzeniu tzw. Sonny Bono Copyright Term Extension Act w 1998 roku). Te przepisy uznaje się za bezpośredni sukces lobby koncernów rozrywkowych, które według różnych źródeł, przykładowo w 2004 roku wypłaciły politykom amerykańskim prawie 30 mln dolarów [za: Patryk Gałuszka, Biznes Muzyczny, Warszawa 2009].
Czy ktoś ma jeszcze watpliwości, kto stoi za takim kształtem prawa? Mimo tego Copyright Office podejmuje próbę dyskusji na temat zmiany przepisów. I to warto docenić w przeciwieństwie do naszego podwórka, gdzie żądanie reformy wychodzi tylko i wyłącznie od środowisk trzeciego sektora. Czy zatem państwo stoi na gruncie ochrony monopolu autorskiego?
Na koniec kilka liczb (gdyby ktoś np. chciał szarżować argumentem ochrony kultury). Zanim w USA wprowadzono w 1976 roku nowe zasady czasu trwania ochrony praw autorskich (50 lat dla osób fizycznych, 75 lat dla firm) obowiązywał system 28+28. Ustawowo utwór był chroniony przez 28 lat, a jeżeli ktoś chciał ten okres przedłużyć, mógł to zrobić za niewielką opłatą na kolejne 28 lat. Statystycznie w latach 1883 - 1964 z tej możliwości skorzystało zaledwie 11 procent uprawnionych.
Dla przypomnienia okres trwania praw autorskich w Polsce wynosi obecnie 70 lat. Pierwsza polska ustawa o ochronie praw autorskich wprowadziła okres 50 lat. W 1952 r. skrócono go do 20 lat. W 1994 r. wydłużono go do 50 lat, a w 2007 r. do 70 lat.
Z kolei w dwóch kluczowych konwencjach kształtujących prawo autorskie, czyli Konwencja Berneńska i porozumienie TRIPS określiły długość trwania praw na minimum 50 lat. Właśnie na te konwencje, np. w dyskusji o dozwolonym użytku, często powołują się zwolennicy obecnego systemu praw autorskich. Jak widać – wybiórczo.
