Postanowiłem zepsuć sobie wieczór i obejrzeć mecz ŁKS-u z Lechią. Udało się. Za to, że gdańszczanie mieli czelność w starciu z tym przeciwnikiem grać na czas, symulować i przedłużać grę, należałby im się spadek. Bezpośrednio do okręgówki.
Wiadomo, przesada. Ale Paweł Janas - jakkolwiek zabawnie to nie zabrzmi - miał przyjść poprawić nie tylko wyniki, ale też styl gry. Na PGE Arenę, dla samej przyjemności oglądania PGE Areny przychodziło się we wrześniu, góra w październiku. Skoro nie zrobiono w Gdańsku drużyny, która porwałaby tych nowych kibiców i sprawiła, że teraz będą się zabijać o karnety, to zimą należało zrobić wszystko, by od pierwszych wiosennych kolejek zespół demolował rywali i pokazywał kibicom, że jesienią to może i niewarto było chodzić na stadion, ale teraz to aż trudno się doczekać kolejnego meczu.
A co mamy? Passę dwóch meczów bez porażki na wyjazdach. Tak to można przedstawić. Ale można też to przedstawić jako remis z Cracovią i bezbramkowy remis z ŁKS-em. A to już brzmi inaczej. Z ŁKS-em, którego trener, pardon, menedżer, nazywa swoich piłkarzy szrotem. Z ŁKS-em, który biega po łódzkich parkach, gdy Lechia smaży się w Turcji. Z ŁKS-em, który ściąga wszystkich, którzy mają dwie nogi tułów i głowę. Oczywiście, szacunek dla łodzian, za to, że walczą, ale strata punktów z nimi powinna być wstydem, który będzie śnił się po nocach i spowoduje krzywe spojrzenie władz.
A to nie był remis uratowany przez Bogusława Wyparłę. Lechia nie ostrzeliwała słupków i poprzeczek. ŁKS nie wybijał z linii bramkowej. Nie, to bramkarz Pawłowski był najjaśniejszym punktem Lechii. To gdańszczanie kładli się jak rażeni piorunem na 12 minut przed końcem i leżeli, by upłynęło jak najwięcej sekund. To Razack Traore z Lechii zbiegał z boiska dobrą minutę. To Pawłowski opóźniał wznowienie gry. Tak, wiem, że Lechia grała w dziesiątkę. Ale to nie jest wytłumaczenie. Tu jest problem z głową, która mówi, że 0-0 na ŁKS-ie to dobry wynik. Nie, to nie jest dobry wynik. To wynik, który sprawia, że Lechia po meczach z dwoma najsłabszymi - obok Zagłębia - zespołami ligi ma cztery punkty przewagi nad strefą spadkową i mecz rozegrany więcej. Wreszcie, co najważniejsze, jeśli ktoś z Gdańska myślał sobie "a niech tam, przejdę się, zobaczę czy ta Lechia gra lepiej" i obejrzał dziś mecz, nie pojawi się na stadionie do końca sezonu.
Piłkarze z Gdańska muszą zrozumieć, że mają misję ściągnięcia ludzi na stadion. A cieszenie się z remisu z rywalem, który nie ma nic, gdy samemu ma się wysokie pensje i premie na czas, warunki, perspektywy i najładniejszy stadion w Polsce, jest po prostu nieetyczne.