Gdy jeszcze byłem tak niewyraźnie odrośnięty od ziemi, że nie mogłem nawet wchodzić do sklepu Makro, biegał po boisku mojego komputera Oceano. A raczej biegała czarna, kwadratowa, pełna pikseli masa, zwana przez komentatora „Oceano”. W ten sam zresztą sposób poznawałem większość piłkarzy. Dziś jest stosunkowo niewiele nazwisk zawodników reprezentacyjnych z połowy lat 90., których nie pamiętam, jednocześnie niewiele jest zawodników reprezentacyjnych z połowy lat 90, których... pamiętam w rzeczywistości. Ot, znam nazwiska, wiem, że byli. Grało się w Actua Soccer 2, ha!

REKLAMA
Oceano był portugalskim skrzydłowym i dziś ma już... 50 lat. Chociaż słowo „portugalskim” jest tu mało precyzyjne, bo urodził się na terenie obecnie nazywanym Republiką Zielonego Przylądka. Te wyspy wydały na świat jeszcze paru piłkarzy sto razy bardziej znanych i lepszych od Oceano (Nani, Henrik Larsson, Patrick Vieira, Gelson Fernandes, Silvestre Varela, Ricardo Faty). Kilku tych zawodników było na Euro 2012, jeden reprezentował kiedyś Francję, jeden Szwecję, inny Senegal, a jeszcze kolejny Szwajcarię. Republika Zielonego Przylądka ich wydała i nic z tego nie miała, jej mieszkańcy dalej byli (nie) znani z tego, że łowią ryby. No, ale teraz drodzy państwo, to dzieją się cuda.
Już pal sześć, że przeskoczyli Polskę w rankingu FIFA, bo to wyczynem by jeszcze nie było. Ale jak może wiecie, Puchar Narodów Afryki zmienia formułę, teraz będzie grany w latach nieparzystych, by drużyny nie musiały rozgrywać w tym samym roku mistrzostw kontynentu i świata, a to oznacza, tak tak, że PNA odbędzie się drugi rok z rzędu. Moi czytelnicy z czasów przednatematowych może są łaskawi pamiętać, że PNA to to, co Z nogą w głowie lubią najbardziej. Futbol w stanie natury. Szlachetny dzikus. Nie chodzi o to, że grający są szlachetnymi dzikusami, nie posądzajcie mnie o nic. Chodzi o to, że futbol jest szlachetnym dzikusem. Świetne przygotowanie fizyczne, cyrkowa technika, naturalna, piękna chęć zdobywania bramek i równie naturalna niechęć do bronienia sprawiają, że Puchar Narodów Afryki to jeden z najciekawszych turniejów jakie oferuje nam współczesny futbol. A już na pewno turniej najsympatyczniejszy.
Już zaczynam zacierać ręce, bo właśnie teraz rozgrywane są i były decydujące mecze eliminacji Pucharu Narodów Afryki. I oto w 2013 roku na boiskach RPA zagra po raz pierwszy w historii... Republika Zielonego Przylądka, która wyeliminowała właśnie Kamerun, którego to z kolei zabraknie drugi raz z rzędu! Jeden raz to mógłby być wypadek przy pracy. Drugi raz z rzędu, to już koniec epoki. Od 1990 roku Kamerun był pierwszym afrykańskim kandydatem na mistrza świata. Doszedł do ćwierćfinału, bił się dzielnie z Anglikami, dał światu Thomasa N'Kono, Patricka M'bomę, Rigoberta Songa, Geremiego Njitapa, później Marca Viviena-Foe, Samuela Eto'o. Niezłych piłkarzy nie przestał zresztą dawać. Może nie daje już gwiazd światowego formatu, ale na Boga, weźcie dowolny skarb kibica, a zobaczycie, w jaki wielu solidnych firmach europejskich grają Kameruńczycy. Tyle, że już od jakiegoś czasu nie tworzą solidnej drużyny. Nie dość, że nie wygrali mistrzostwa świata, a z każdym kolejnym turniejem nie potrafili nawet wychodzić z grupy, nie dość, że w końcu nie wtarabanili się na mundial w 2006, że nie znaleźli się w gronie 16 najlepszych zespołów kontynentu już drugi raz z rzędu, to teraz jeszcze przegrali z bandą anonimów.
Większość zawodników RZP, która osiągnęła wiekopomny sukces gra w Europie, w zdecydowanej przewadze są ci, występujący w Portugalii, a więc u dawnego kolonizatora. Inne kierunki, które obrali gracze sprawcy największej tegorocznej sensacji to węgierski Videoton Fehervar, luksemburska Fola Esch, cypryjska Omonia Nikozja, rumuńskie Vaslui, czy holenderska Sparta Rotterdam. Wszystkim kieruje 46-letni miejscowy trener Lucio Antunes. Ich obecność na turnieju jest taka typowo afrykańska. Zrobili coś z niczego i teraz na pewno dadzą się zapamiętać. Albo na fali entuzjazmu rozbiją cały kontynent w pył, albo zostaną niewyobrażalnie zmłóceni. Nic pośrodku. Ale i tak są bohaterami, bo w przeciwieństwie do bardziej znanych Naniego, Oceano, Larssona, czy Vieiry, zrobili coś dla tych Wysp.
Pecha ma Etiopia, bo w normalnych warunkach (czytaj: gdyby Kamerun po Bożemu wygrał z RZP) to o jej awansie napisałbym najszerzej. Od 30 lat tej reprezentacji nie widziano na żadnych wielkich turniejach, a to wystarczająco dużo czasu, by zapomnieć, że kiedyś umieli tam nie tylko biegać, ale też kopać piłkę. Do RPA zawiodło graczy z Etiopii pokonanie Sudanu. Ciekawostką jest też drugi z rzędu awans Nigru, który wyeliminował Gwineę. Spod topora udało się za to uciec graczom Herve Renarda, obrońcom tytułu z Zambii. W lutym „Miedziane Pociski” po dramatycznych rzutach karnych wygrały finał z Wybrzeżem Kości Słoniowej, teraz po nie mniej emocjonującej serii jedenastek ostatecznie wyeliminowały Ugandę. Szczęście dalej sprzyja, ale ktoś Zambijczyków w końcu zatrzyma. Może „Błękitne Rekiny” z Zielonego Przylądka? Nie miałbym nic przeciwko, by władze afrykańskiej federacji po lutowym turnieju jednak zdecydowały się wrócić do rozgrywania PNA w latach parzystych, bo to by oznaczało, że w 2014 roku znów zagrają na trybunach różne dziwne instrumenty, a na boiskach fantastyczni znani i jeszcze nieznani piłkarze. Pucharu Narodów Afryki nigdy dość!