"Kadra tylko dla piłkarzy, którzy mówią po polsku" - mówi Zbigniew Boniek. Świetnie. Boniek cieszy się olbrzymim poparciem społecznym. Jeśli nie przyzna sobie pensji, będzie się cieszył jeszcze większym. Teraz jeszcze jeden populistyczny tekst o zawodnikach. Może by tak każdemu obiecać sto milionów? Poparcie na pewno w społeczeństwie będzie dla takiego kroku.
Nie chodzi mi o to, że słowa Bońka na temat tzw. "farbowanych lisów" są niesłuszne. Pewnie lepiej bym się czuł, gdybyśmy sięgali tylko po piłkarzy wychowanych na polskich trawach i pastwiskach. To nawet nie podlega dyskusji. Zastanawia mnie tylko to mówienie po polsku.
Będzie test? Chętnie bym go zobaczył. Gdzie kończy się granica mówienia po polsku? Bo przecież czystą polszczyzną - śmiem twierdzić - nie mówi żaden z wychowanych za granicą piłkarzy grających w naszej reprezentacji.
Eugen Polanski mówi po polsku czy nie? A Ebi Smolarek? Przecież trochę kaleczą. Na pewno nie bardziej niż Franciszek Smuda. A Ireneusz Jeleń też ma problemy. Gdyby tak zrobić test, Smuda, który ssał polskie mleko z polskiej piersi mógłby nie być dopuszczony do gry w reprezentacji. Czekam na ogłoszenie metody, jaką będą sprawdzani kandydaci do powołania, bo mogą wyjść baaardzo ciekawe rzeczy.
A można też pójść dalej. Czy można być Polakiem i nie wiedzieć, jak się zaczyna inwokacja w "Panu Tadeuszu"? Albo kiedy były rozbiory? Nie wiedzieć, w którym roku rozpoczął pontyfikat Jan Paweł II? Nie znać tekstu "Roty" i "Pierwszej Brygady". Przecież to jest polskie dziedzictwo narodowe. Czyli może test z polskiej gramatyki, literatury, historii, WOS-u i Wiedzy o Kulturze? Nie zdajesz testu => Nie znacz polskiej kultury => Nie jesteś Polakiem => Nie grasz w reprezentacji.
Boniek - w cytowanej przez natemat.pl rozmowie z TVN 24 - trochę się plącze. "W reprezentacji powinni występować tylko piłkarze, którzy czują się Polakami (...), którzy mówią po polsku". To dwie różne sprawy. Znam Ślązaków, którzy bardzo silnie czują śląską tożsamość, jednocześnie mających mocne pretensje do swoich rodziców, że w domu nie było "godki", przez co dopiero ją przyswajają. Język a tożsamość narodowa mogą, ale nie muszą być ze sobą powiązane. A w ogóle to wszelkie próby rozdzielania, kto Polakiem/Czechem/Nigeryjczykiem/Nowozelandczykiem jest, a kto nie jest, uważam za cholernie niebezpieczne. I zawsze mi się przypomina "I te aryjskie rzeczoznawce, wypierdy germańskiego ducha; gdy swoją krew i waszą sprawdzę - wierzcie mi, jedna będzie jucha".
Nie chodzi jednak o to, by teraz sprzeczać się na tematy "czystości krwi" itd. Chodzi mi o to, by Boniek - z którym wciąż wiąże nadzieje, choć nadal nieprzesadnie duże - zajął się trochę ważniejszymi sprawami, a nie tylko tymi, które przysporzą mu "lajków". Ja na przykład uważam, że "problem farbowanych lisów" jest sztucznie rozdmuchiwany, bo nagle okazuje się, że zaczynają oni odgrywać w naszej kadrze coraz bardziej marginalną rolę i myślę, że specjalnie nikt by się lepiej nie poczuł, gdyby Polska - miast przegrać z Urugwajem 1-3 po golu Obraniaka - przegrała 0-3 bez tego gola.
Jeśli Boniek chce podejmować tylko decyzje zgodne z głosem ludu, to prędzej czy później ten lud wejdzie mu na głowę. Z zachwytem, jakie to nowe, lepsze jutro przyniesie nam Boniek, jestem ostrożny, bo pamiętam też, że przed chwilą przynosił nam je Smuda. A populizm już wielu zgubił.