Nie chcę pisać, gdzie i kiedy znaleziono Borysa Bieriezowskiego, ani czy był to atak serca, czy samobójstwo, bo napisano już o tym dużo, a odpowiedź i tak przyniosą najprawdopodobniej najbliższe dni. Ciekawiej rysuje się śmiech historii, która w życiu rosyjskiego magnata zatoczyła wszystkie możliwe koła, a to ostatnie było typowe rosyjskie.
REKLAMA
Żadne ustalenia koronerów i angielskiej policji nie odbiorą tej śmierci charakteru politycznego. To polityka najpierw wyniosła Bieriezowskiego na szczyty i to przez nią był wczoraj nie w Moskwie, lecz w Ascot – zdegradowany i przegrany. Udało mu się wprawdzie wcześniej ujść z życiem z kilku zamachów (w jednym z nich zginął jego szofer), ale depresja i serce nie nadążyły za tempem życia i biegiem wydarzeń.
Historia jest skomplikowana, ale możliwa do opowiedzenia w kilku akapitach. Kiedy w połowie lat 90' nikt na świecie nie miał pojęcia, kim jest Władimir Putin, to właśnie Bierieziowski omawiał z Jelcynem sylwetki jego potencjalnych następców. Putin był wtedy zaledwie jednym z wielu kandydatów. Bieriezowski we Władimira Władimirowicza uwierzył, a ta chwilowa fascynacja okazała się jego – wtedy jeszcze symboliczną – śmiercią. Kilka miesięcy po zwycięstwie Putina w wyborach prezydenckich Bieriezowski był już w opozycji, a co było potem chyba wszyscy wiedzą.
W Londynie wiódł żywot cichy. Szum medialny zrobił się dopiero po śmierci Aleksandra Litwinienki. Jakkolwiek było naprawdę, to obrona Litwinienki, pompowanie grubych milionów w jego fundację i spekulowanie w wywiadach, kto z Kremla był w tę śmierć umoczony, symbolicznie oddaliła Bieriezowskiego z Rosji o kolejnych kilkaset kilometrów. Długo się ukrywał, nikt do końca nie wiedział, jakie interesy prowadził, a na koniec popadł w gigantyczne długi, z których nie mógł wybrnąć.
Chwytał się różnych sposobów. Próbował dochodzić 6,5 miliarda funtów od Romana Abramowicza, ale nad jego żądaniem nie pochylił się w Londynie sąd żadnej instancji. Konsekwencją porażki był obowiązek pokrycia kosztów procesu właściciela Chelsea w wysokości około 56 milionów funtów. Za prowadzenie tej sprawy adwokat reprezentujący Abramowicza pobrał notabene rekordowe honorarium opiewające na 12 milionów. Spór z Abramowiczem był zresztą tym bardziej symboliczny, że to to Abramowicz pomógł Bieriezowskiemu „urządzić się” w Londynie i to on finansował początkowo jego pobyt.
Później sięgał po działania bardziej karkołomne jak na dawnego magnata. Najpierw spieniężył „Czerwonego Lenina” pędzla Andy'ego Warhola, następnie rolls-royce'a z 1927 r., a potem – za 180 milionów euro – dwie posiadłości na Lazurowym Wybrzeżu. W grudniu 2012 roku przestał finansować założoną przez Aleksandra Litwinienkę Fundację Swobód Obywatelskich.
W ostatnim okresie życia sytuacji Bieriezowskiego nie poprawiały też kobiety. Jego druga żona, Galina Bieszakowa, domagała się w procesie rozwodowym 220 milionów funtów, a poprzednia nękała go żądaniami zapłaty 5 milionów funtów z tytułu sprzedaży nieruchomości w Wielkiej Brytanii.
Prawnik Bieriezowskiego mówił wczoraj w wywiadzie w jednej z rosyjskich stacji, że niedawno jego mocodawca prosił go o pożyczenie 5 tys. dolarów na bilet lotniczy.
Działalność biznesowa to jednak tylko część życia Bieriezowskiego. W ostatnich latach otwarcie przyznawał, że nie czerpie już z niej radości, a zdecydowanie wolałby wrócić do nauki. Był zresztą, czym się bardzo chwalił, doktorem nauk matematyczno-fizycznych i członkiem-korespondentem Rosyjskiej Akademii Nauk.
Oprócz problemów finansowych Bieriezowski przestał sobie radzić z tęsknotą za Rosją. Rzecznik prasowy Putina, Dmitrij Pieskow, oficjalnie potwierdził, że były potentat wystosował niedawno list do Władimira Putina, w którym przepraszał prezydenta za dawne błędy i prosił o zgodę na powrót do kraju. Według doniesień prasowych, list został pozostawiony bez odpowiedzi.
Być może teraz powrót będzie możliwy.
