Komediodramat o problemach z własną tożsamością. Rzecz zabawna i gorzka. Odważna i interesująca.

REKLAMA
Leila Marouane – „Życie seksualne muzułmanina w Paryżu”
logo
Pierwsze zdanie: „To dopadło mnie nagle – powiedział.”
Poznajcie go - Basil Tocquard. Ma czterdzieści lat. Jest po dobrych szkołach. Ma porządną pracę w Paryżu, w której kosi niezłą kasę. Tak niezłą, że stać go na wynajęcie wypasionego apartamentu w drogiej dzielnicy, w samym centrum. Tak niezłą, że umeblowanie i wyposażenie nowego mieszkania w dobrej klasy przedmioty nie stanowi najmniejszego problemu. Problemem jest coś zupełnie innego. Jest „oczkiem w głowie” nadopiekuńczej matki. A w dodatku, prawiczkiem, muzułmaninem i imigrantem. Algierczykiem. Tak naprawdę nazywa się Mohamed Ben Mokhtar. Poznajemy go w momencie kiedy decyduje się zrobić wszystko żeby stać się Paryżaninem, Europejczykiem - człowiekiem szczęśliwym.
Mohamed zmienia się w Basila. Wybiela się stosując specjalne kremy. Prostuje sobie włosy. Postanawia opuścić paryskie przedmieścia, porzucić dominującą matkę, brata ortodoksyjnego islamistę, a ze swojego stylowego gniazdka uczynić prawdziwą świątynię rozpusty. Czekał na ten moment całe czterdzieści lat. Chwilowo ma gdzieś swoją rodzinę, tożsamość i religię. Po prostu chce mu się bzykać! I to najlepiej białe kobiety. Plan wydaje się być prosty jak jego własny włos świeżo wyciągnięty z prostownicy. Nie wyglądam na imigranta, świetnie mówię po francusku, mam pozycję, mam kasę, mam super mieszkanie. Muszę mieć branie – no przecież nie ma innej opcji. I tu się zaczynają schody.
Owszem spotyka się z kobietami, ale są one głównie imigrantkami tak jak on, a przede wszystkim mają tysiące wymówek, żeby tylko nie uprawiać z nim seksu. Poza tym znajdują w nim cierpliwego słuchacza, któremu można zwierzyć się ze swoim problemów. Do tego matka zadręcza go telefonami, przypomina mu o tradycji, tożsamości, buduje w nim poczucie winy, stosuje szantaż emocjonalny – nie zamierza odpuścić. Ale największy kłopot ma Mohamed z samym sobą. No bo ileż można grać? Przed rodziną dobrego, pokornego, czczącego tradycję muzułmanina. Przed wszystkimi pozostałymi rasowego Francuza, Paryżanina. Przed kobietami, luźnego lowelasa i doświadczonego kochanka. I jak tu poradzić sobie z tym wewnętrznym rozdarciem? Być nowoczesnym, wyzwolonym, dać się ponieść pragnieniom, zostać klasycznym francuskim kochankiem, zasymilować się, a z drugiej strony nie zrywać kontaktów z ukochaną matką, prowadzić się jak należy, przestrzegać obyczajów, zachować tożsamość. Jak poradzić sobie z własną świadomością, ze swoimi kompleksami? Jak przestać być śmiesznym i żałosnym? Jak żyć żeby być szczęśliwym? Mohamed za bardzo nie wie jak to zrobić. Wszystko układa się nie tak jak to sobie zaplanował. Zaczyna więc uzależniać się od alkoholu i środków nasennych. Coraz bardziej się miota. Wpada w obsesję.
logo
Leila Marouane
Brzmi to wszystko dramatycznie i takie też jest. Ale ten dramat jest jakby podskórny, cichy. Gdy czyta się tą książkę uderza nie od początku, tylko po kilkudziesięciu stronach i gdzieś między wierszami. Tak naprawdę atmosfera beznadziei atakuje na całego dopiero na sam koniec - swoją drogą otwarte zakończenie tej powieści jest bardzo dobre, bo książka się kończy, a pytania i wątpliwości pozostają. Wtedy jest też czas na refleksję. Wcześniej mamy za to dużo ironii. Jest dowcipnie, momentami nawet zabawnie. Leila Marouane, francuska pisarka pochodzenia algierskiego i jedna z czołowych pisarek północnofrykańskich, pisze lekko, płynnie, bez żadnych dłużyzn. Dobrze się tą powieść czyta. Warto.

Literackie tropy: Zadie Smith, trochę.
Inne tropy: Poniżej dwóch rodowitych Algierczyków i jeden urodzony we Francji, którzy nie mają żadnych problemów ze swoją tożsamością.