…czyli opowiadania o mrocznej Barcelonie, mocny thriller oraz druga część jednej z najwybitniejszych, współczesnych serii kryminalnych na Wyspach

REKLAMA
Różni autorzy - "Barcelona noir"
logo
Pierwsze zdanie: „Ojca Tina Orte złapała policja, jak malował „Ani Boga, ani pana, ani Króla” na murach cmentarza Poblenou”.
Moskwa była świetna, Meksyk słabszy, ale trzymał formę – teraz przyszedł czas na stolicę Katalonii. „Barcelona Noir” to kolejna część cyklu antologii kryminalnych opowiadań, poświęconych różnym miastom świata. Czternaście tekstów napisanych przez czternaście autorek i autorów, z których każdy jest jakoś związany z tym konkretnym miejscem. Niestety, z grupy tej znam ledwie dwa nazwiska – Santiago Roncagliolo, z książek „Wstyd” i „Czerwony kwiecień” (polecam obie, co prawda namaszczenie go jako następcę Vargasa Llosy jest jeszcze nieco na wyrost, ale to rzeczywiście dobry pisarz) oraz Lolitę Bosh, której „Pingwiny” mam na półce, ale jeszcze nie czytałem.
Peruwiańczyk zamieścił tu bardzo dobre, niepokojące w swym klimacie opowiadanie pt. „Drapieżca”, natomiast pochodząca z Katalonii Bosh, popełniła „Na tym świecie i w tamtym czasie, gdy umarł Mercedes”, rzecz, jak dla mnie zbyt przekombinowaną. Mniej więcej tak wygląda sytuacja z całym zbiorem. Teksty bardzo dobre i solidne przeplatają się z tymi słabszymi i takimi, o których od razu się zapomina. Nie udało się więc utrzymać równego poziomu literackiego całości, ale na szczęście przeważają opowiadania dobre.
Wyróżniają się np. „Płynne krokieciki” Davida Barba czyli coś co nazwałbym zabawnym opowiadaniem kryminalno-kulinarnym, „Wyższe sfery” Jordi Sierra i Fabra o bogaczach znęcających się nad sprzątaczką czy bardzo prosta, ale fajna miniaturka Francisco „Paco” Gonzalez Ledesmy pt. „O policjancie który kochał książki”, która zamyka całą antologię. Spore wrażenie robi też tekst pt. „Ofiara” Teresy Solana, który tak naprawdę nie jest kryminałem tylko rasowym horrorem i znaleźć w nim można np. taki fragment:
„Trupy były wszędzie. Rozkładające się ciała piętrzyły się ułożone byle jak na stołach, na podłodze, porozcinane z góry na dół, a wnętrzności były rozrzucone po całej sali. Nie można było zrobić kroku, żeby nie nadepnąć na jakąś wątrobę, mózg, nerki czy serce wycięte byle jak. Po wszystkich kątach były porozrzucane jelita, niby makabryczne serpentyny zdobiące ponurą imprezę, na której gośćmi były rozczłonkowane ciała i oddzielone od tułowia głowy.”
Co istotne, tworzące tę antologie teksty nie dotyczą jedynie współczesności, ale cofają się też do ciekawego zwłaszcza w Hiszpanii okresu II Wojny Światowej („Cienie Brawnera” Antonia Cortijos), czy też jeszcze wcześniej, do okresu działania tamtejszych gangsterów czyli lat 20-tych. Różnorodność tematyki, sposobu przedstawiania poszczególnych historii, portretowania bohaterów czy przyjętych konwencji literackich może robić wrażenie. Od wspomnianego horroru, poprzez opowiadanie o zabarwieniu erotycznym, po klasyczny kryminał w stylu noir. Potrafią też zaskoczyć rozwiązania fabularne, jak choćby lesbijka-detektyw w roli głównej bohaterki („Zagadka jej głosu” Isabel Franc). Zarzut jest zasadniczo tylko jeden – nierówny poziom. Gdyby tę antologię nieco odchudzić byłby taki sam celny i mocny strzał jak „Moskwa Noir”.

James Carol – “Lalki”
logo
Pierwsze zdanie: “Kiedy po raz ostatni widziałem mojego ojca żywego, leżał przywiązany do więziennego szpitalnego łóżka na kółkach, z rękami rozłożonymi w geście ukrzyżowania.”
„Lalki” to akurat nie kryminał tylko rasowy thriller. Debiut, z jednej strony nawiązujący do modnych od jakiegoś już czasu postaci profilerów, a z drugiej do seryjnych zabójców, ześwirowanych geniuszy zbrodni, w stylu chyba najsłynniejszego z nich – Hannibala Lectera. W „Lalkach” ucieleśnieniem zła i okrucieństwa jest tajemniczy Kuba Dłubacz (akcja oczywiście dzieje się w Londynie gdzie kiedyś działał słynny Kuba Rozpruwacz), który uprowadza młode kobiety, torturuje je przez długi czas, by po przeprowadzeniu im na finał obustronnej lobotomii, wypuścić je w stanie wegetatywnym na wolność. Bo „Kiedy przeprowadza się lobotomię, generalnie niszczy się czyjąś osobowość. Innymi słowy, kradnie się duszę człowieka.” Brzmi strasznie, prawda? I tak jest.
Do walki z Dłubaczem staje niejaki Jefferson Winter. Profiler, niegdyś w FBI, teraz niezależny konsultant, przemieszczający się po całym świecie i pomagający miejscowym policjantom w łapaniu tego typu zwyrodnialców. Ciekawa postać – lubujący się w komfortowych apartamentach i whisky single malt, pewny siebie arogant, który dla poprawy humoru grywa koncerty Mozarta: „Mozart potrafił mnie przenieść do innego wymiaru, oddalonego o lata świetlne od miejsca, w którym akurat egzystowałem. To była kraina piękna i życia, a nie tortur i krzyków. Bardziej świat nadziei niż rozpaczy.” Facet z równie interesującą przeszłością, gdyż jego ojciec był seryjnym zabójcą: „Miałem jedenaście lat, kiedy aresztowało go FBI. Swoją pierwszą ofiarę zamordował, zanim się urodziłem.”
Winter prowadzi śledztwo w stylu jaki znamy z większości kryminałów i thrillerów – łamiąc wszelkie reguły i zasady. Zresztą całą historię autor oparł na rozwiązaniach fabularnych i trikach, które są już dobrze znane (jak choćby dwutorowa narracja – główny bohater, aktualna ofiara), ale trzeba przyznać również, że zrobił to w sposób bardzo sprawny. W zasadzie nie ma się tu specjalnie do czego przyczepić – akcja rozwija się dynamicznie, stopniowo budowane napięcie utrzymuje się do samego finału, który co prawda nie jest jakiś spektakularny czy mocno zaskakujący, ale daje radę. Carol ma lekkie pióro, pisze raczej nieskomplikowanym acz niezłym językiem, dobrze zarysowuje poszczególne postaci, sprawnie oddaje tło wydarzeń, dba o najdrobniejsze szczegóły. Naprawdę solidna i rzetelna robota, w której jednak brakuje pewnego błysku geniuszu, który znaleźć możemy np. u Pierra Lemaitre. Co nie zmienia faktu, że Carol dobrze rokuje. Trzeba mieć na niego oko.

Malcolm MacKay – „Pożegnanie gangstera”
logo
Pierwsze zdanie: „Ostrożnie na tych schodach.”
O pierwszej części tryptyku Glasgow autorstwa Szkota MacKay’a pt. „Kto zabił Lewisa Wintera?” pisałem tu jakiś czas temu tak: „mam przeczucie, że ta historia dopiero się rozkręca i w kolejnych częściach będzie jeszcze lepiej.” Mój czerwony nochal tym razem nie zawiódł – pierwsza część miała potencjał, a druga skwapliwie z niego skorzystała. „Pożegnanie gangstera”, to bardzo dobra, trzymająca w napięciu i wciąż dość nietypowa w porównaniu do wszystkiego tego, co znajdujemy na rynku kryminałów, książka. MacKay dalej skupia się w niej na odsłanianiu mechanizmów działania ludzi z półświatka. I dalej robi to przy pomocy prostego, bezpośredniego stylu oraz beznamiętnego, lakonicznego wręcz języka, które to zabiegi są bezsprzecznie siłą tego cyklu, bo budują specyficzny, oryginalny klimat.
W tej części sprawa jest z pozoru prosta – Frank McLeod, stary, zasłużony morderca wraca do fachu po operacji biodra. Niestety podczas wykonywania pierwszego po rekonwalescencji zlecenia, wpada w poważne tarapaty. Wyciąga go z nich jego protegowany Calum MacLean. Ich wspólny szef Peter Jamieson podejmuje po tym zdarzeniu decyzję o odsunięciu na bocznicę MacLeoda i ustaleniu głównym cynglem organizacji MacLeana. Ale pożegnać gangstera nie będzie łatwo.
W porównaniu z pierwszą częścią cyklu tu nie miałem już żadnego problemu żeby „wejść” w tą historię. Drugi tom wciąga od razu i trzyma w napięciu do samego, swoją drogą kapitalnego, zaskakującego końca. Poza tym stricte sensacyjno-kryminalnym wątkiem (który oczywiście, jak w jedynce nie opiera się na zabójczo pędzącej akcji tylko na tym charakterystycznym klimacie i roztrząsaniu wszystkiego na mikrony – gdzieś zresztą wyczytałem słuszną opinię, że to jest prawie gotowy podręcznik dla przestępców), wręcz fascynujące jest śledzenia psychologicznych zmagań i zagrywek w trójkącie MacLeod-Jamieson-MacLean. Ekscytuje to, że dzięki tej oryginalnej narracji, bez mała siedzimy w głowach całej trójcy, znamy ich wszystkie myśli, wnioski, obawy i motywy. Fajny jest również zabieg zwracania się do czytelnika per ‘ty”, co powoduje, że czujemy się trochę jakbyśmy sami też „siedzieli” w tej historii. Na Wyspach tryptyk z Glasgow MacKay’a ma ponoć opinię jednej z najwybitniejszych serii kryminalnych – po pierwszej części miałem obawy czy to nie jest jednak tylko dobry marketing, teraz nie mam już żadnych wątpliwości i już nie mogę się doczekać na trzeci tom. Czytać!

Aktualnie czytam:
logo