Kapitalny pisarz z małej Albanii czyli Ismail Kadare i jego genialny debiut prozatorski.
REKLAMA
Ismail Kadare – „Generał martwej armii”
Pierwsze zdanie: „Na obcą ziemię padał deszcz zmieszany z płatkami śniegu.”
W ramach lekkiej odsapki od nowości, dziś zacna staroć. Przezacna nawet. Choć wydaje mi się, że wciąż mało znana. Siedemdziesięciosześcioletni dziś Ismail Kadare, to Albańczyk. Bez dwóch zdań najwybitniejszy autor tego kraju. Debiutował tomem wierszy w wieku 18 lat. Studiował literaturę na Uniwersytecie w Tiranie oraz w Instytucie Gorkiego w Moskwie. Był dziennikarzem oraz deputowanym do parlamentu albańskiego. W swoim kraju bardzo doceniany, wręcz uwielbiany, ale także krytykowany za rzekome kontakty z władzą komunistyczną. Z jednej strony utarło się przekonanie, że jest wielkim dysydentem, a drugiej wiadomo, że w komunizmie nie żyło mu się źle i miał poprawne stosunki z Enverem Hodżą. Ot, taki paradoks. W 1963 roku opublikował debiutancką powieść, która była również pierwszą Albańską powieścią przetłumaczoną na język zachodni (francuski) i od razu przyniosła mu międzynarodowe uznanie. W 1983 roku na jej podstawie nakręcono również film z Marcello Mastroiannim i Michaelem Piccoli w rolach głównych. Choć od tego prozatorskiego debiutu Kadare wydał kilkadziesiąt innych tytułów, zgodnie mówi się i pisze, że jest to jego najwybitniejsza książka. Jak się już pewnie domyślacie, mowa właśnie o „Generale martwej armii” (w Polsce wydanym w 1984 roku, w charakterystycznej „czarnej serii” PIWu).
W dwadzieścia lat po zakończeniu II Wojny Światowej do Albanii przylatuje włoski generał, z następującym zadaniem. Ma odszukać groby wszystkich żołnierz-rodaków, którzy tu zginęli. Ekshumować ich szczątki i przetransportować je do ojczyzny. Towarzyszą mu w tym ksiądz, tłumacz i kolejne grupy wynajmowanych albańskich robotników. Taki jest punkt wyjścia tej powieści. Misja nie jest łatwa, żeby nie napisać arcytrudna. Na generale spoczywają wielkie nadzieje rodzin oczekujących na ciała swoich synów. Miejscowi nie patrzą zbyt chętnie na ludzi rozkopujących ich cmentarze w poszukiwaniu ciał byłych agresorów. Cały kraj jest dość nieprzyjazny – „Kraj był surowy i zły.” – nieustające wertepy, trudno dostępne wioski, groźnie wyglądające góry. Do tego przejmujący ziąb, wilgoć i nieustający deszcz, który zdaje się padać „przez całą książkę”, budując kapitalny, mroczny klimat tej opowieści.
Generał początkowo ma duży zapał do pracy, poczucie wyjątkowego charakteru zadania jakie przed nim postawiono, ale z kolejnymi mijającymi miesiącami, kiedy okazuje się, że nie wszystkie szczątki da się odnaleźć, kiedy coraz bardziej zaczynają doskwierać mu specyficzne albańskie warunki, coraz bardziej upada na duchu, odczuwa rozczarowanie, a nawet niesmak i rezygnację. Poza tym wraz z odkrywaniem kolejnych szczątków ujawniają się coraz to inne, nieznane do tej pory wstydliwe fakty, mroczne tajemnice i wspomnienia pełne cierpienia. Oprócz stałej narracji mamy tu bowiem płynnie wplecione w treść – listy, fragmenty pamiętnika żołnierza, wspomnienia uczestników tamtych wydarzeń czy dramatyczną historię pewnej albańskiej staruszki. Wszystko to, z pozoru opowiadane na spokojnie i na chłodno, wewnątrz wrze od emocji. W ogóle jest to taki specyficzny rodzaj dialogu martwych z żywymi. Generał nieustannie zmaga się w myślach ze swoją umarłą armią. Z sensem, a raczej bezsensem ich ofiary. Z nieuchronnością śmierci. Z tym co po niej zostaje.
Powieść jest napisana po prostu genialnie. Naprawdę ciężko uwierzyć, że jest to książka debiutanta, a nie doświadczonego pisarza z pokaźnymi doświadczeniami i dopracowanym warsztatem. Kadare pisze w sumie prosto, głównie pojedynczymi, krótkimi zdaniami. Nieskomplikowanym, przejrzystym stylem. Jednak język jakiego używa jest barwny, niesamowicie wyrazisty, niby rzeczowy, ale też mocno emocjonalny. Sporo w nim ładnych poetyckich porównań. Bardzo dobre są też dialogi. Ale to co robi chyba największe wrażenie to umiejętnie zbudowany, przezeń klimat całości. Taka melancholijno-mroczno-nieprzystępna beznadzieja. Niby do bólu namacalny realizm, ale też trochę baśń – „Byli sobie pewnego razu generał i ksiądz, którzy wyruszyli w poszukiwanie przygód. Poszli zbierać szczątki swoich żołnierzy zabitych w wielkiej wojnie. Szli, szli, przemierzali góry i równiny, zbierając prochy.” I te opisy tego surowego, nieprzystępnego kraju. Tego cholernego deszcz, który ciągle siąpi i zacina, nie zamierza przestać padać i powoduje, że czytając tą powieść czujesz się mokry. Zarówno namacalnie, jak i duchowo – przeżywając ciągle narastające wewnętrzne rozterki generała, jego rozmowy i spory z księdzem, jego przemyślenia po kilku głębszych (bo generał coraz więcej pije i coraz więcej myśli). Atmosfera ciągle gęstnieje by osiągnąć swe apogeum podczas albańskiego wesela, na które przypadkiem trafiają ksiądz z generałem – opis tego zdarzenia, to prawdziwe mistrzostwo zarówno pod względem czysto literackim jak i dotyczącym psychologii postaci. Nie przypadkowo w 2005 roku Ismail Kadare zgarnął nagrodę Man Booker International Prize ubiegając takich tuzów jak Milan Kundera, Gabriel Garcia Marquez, Philip Roth czy Stanisław Lem. Czytajcie go więc, bo to naprawdę kapitalny pisarz!
Literackie tropy: Najczęściej zestawia się nazwisko Ismaila Kadare z George Orwellem, ale ja dodałbym jeszcze Franza Kafkę jeżeli chodzi o podobną umiejętność w budowaniu niepokojąco-dusznych klimatów.
Inne tropy: Wśród książek Ismaila Kadare, które ukazały się dotychczas w Polsce jakiś wyraźnych słabizn nie ma, więc spokojnie można czytać dosłownie to, co wpadnie w ręce. Aczkolwiek szczególnie chcę polecić wszystkim zainteresowanym, wydany nie tak dawno bo w 2010 roku (a więc wciąż dostępny w księgarniach, bo „Generał martwej armii" to już tylko wyłącznie antykwariaty lub Allegro – za to bardzo tanio, nawet za 5 zł!) zbiór trzech rozbudowanych opowiadań pt. „Ślepy ferman”. Naprawdę jedne z najlepszych opowiadań jakie czytałem w życiu.
