
Reklama.
Szanowni Czytelnicy,
zanim zaczniecie czytać o moich literackich rozczarowaniach minionego roku, proszę przede wszystkim pamiętać o rzeczy fundamentalnej – poniższe zestawienie oraz każde inne publikowane na tym blogu jest podsumowaniem subiektywnym. Przypominam o tym za każdym razem, a i tak dalej znajdują się osoby, do których to zupełnie nie dociera. W końcu nawet blog ma adres http://mikolajmarszycki.natemat.pl/ Prezentowane są tu zatem, tylko i wyłącznie, opinie niejakiego Mikołaja Marszyckiego. Tak się przypadkowo składa, że to ta sama osoba, która wymyśliła oraz napisała powyższe i poniższe słowa.
Kwestia druga, równie istotna - literackie rozczarowania to nie wyłącznie książki słabe, nieudane czy źle napisane, ale również takie, które nie sprostały moim oczekiwaniom lub też czegoś im zabrakło.
zanim zaczniecie czytać o moich literackich rozczarowaniach minionego roku, proszę przede wszystkim pamiętać o rzeczy fundamentalnej – poniższe zestawienie oraz każde inne publikowane na tym blogu jest podsumowaniem subiektywnym. Przypominam o tym za każdym razem, a i tak dalej znajdują się osoby, do których to zupełnie nie dociera. W końcu nawet blog ma adres http://mikolajmarszycki.natemat.pl/ Prezentowane są tu zatem, tylko i wyłącznie, opinie niejakiego Mikołaja Marszyckiego. Tak się przypadkowo składa, że to ta sama osoba, która wymyśliła oraz napisała powyższe i poniższe słowa.
Kwestia druga, równie istotna - literackie rozczarowania to nie wyłącznie książki słabe, nieudane czy źle napisane, ale również takie, które nie sprostały moim oczekiwaniom lub też czegoś im zabrakło.
Teraz konkrety czyli 7 książkowych rozczarowań 2016 r.
Katarzyna Bonda – „Lampiony”
Wydawnictwo Muza, 633 str.
Wydawnictwo Muza, 633 str.
Waldemar Ciszak, Michał Larek – „Mężczyzna w białych butach”
Czwarta Strona, 323 str.
Czwarta Strona, 323 str.
Ta pozycja to bardzo dobry przykład na to jak mając świetny temat można go koncertowo położyć. Chodzi mianowicie o autentyczną historię seryjnego mordercy, Tadeusza Kwaśniaka zwanego „Dusicielem”, który w latach 90-tych zabił pięciu chłopców. Autorzy, były prokurator oraz dziennikarz i pisarz, popełnili książkę chaotyczną, niespójną i pobieżną. Napisaną kiepskim stylem. Fatalnie skonstruowaną i obfitującą w beznadziejne dialogi. To rzecz, która wygląda na napisaną na kolanie i pozbawioną jakiejkolwiek redakcji. „Mężczyzna w białych butach” jest ni to kryminałem, ni reportażem, czy też powieścią. Tak naprawdę nie wiadomo czym. Pewne jest za to jedno - jest książką złą.
Virginie Despentes – „Vernon Subutex 1”
Wydawnictwo Otwarte, przełożył Jacek Giszczak, 372 str.
Wydawnictwo Otwarte, przełożył Jacek Giszczak, 372 str.
„Vernon Subutex 1” to z kolei nie jest zła książka. Ba, nawet dość ciekawie się zaczyna (później jest już niestety gorzej bo zaczyna się nuda) i napisano ją niezłym, lekkim językiem. Problem w tym, że ten portret rozgoryczonych i sfrustrowanych przedstawicieli francuskiego średniego pokolenia zupełnie do mnie nie przemawia. Nie potrafię się z nim utożsamić, a nieco bełkotliwa fabuła sprawia, że nie odczuwam też żadnych emocji. Niby mamy tu przekrój całego paryskiego społeczeństwa, od zblazowanych bogaczy poprzez przedstawicieli bohemy, aż po bezdomnych, ale po jakimś czasie okazuje się, że zabrakło tu jednak kogoś istotnego. Zwykłych ludzi. Szaraczków i normalsów. I tak cała ta chaotyczna historia oraz wypływające z niej różne „ważkie spostrzeżenia” są bardzo powierzchowne, żeby nie napisać płytkie. Houellebecq pisał na podobne tematy w dużo lepszym stylu i dobrych kilka lat wcześniej. Reasumując, to przeciętna powieść niezasługująca na rozgłos jaki ją spotkał.
John Irving – „Aleja tajemnic”
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, przełożyła Magdalena Moltzan-Małkowska, 508 str.
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, przełożyła Magdalena Moltzan-Małkowska, 508 str.
Peter May – „Wyspa powrotów”
Wydawnictwo Albatros, przełożył Jan Kabat, 475 str.
Wydawnictwo Albatros, przełożył Jan Kabat, 475 str.
Zaznaczmy od razu, że to też nie jest zupełnie zła książka. Ma za to jeden poważny feler. Szkocki autor serwuje tu czytelnikowi dwie zazębiające się w finale opowieści. Jedną dziejącą się współcześnie – tworzy ją naprawdę solidny, rasowy kryminał. Może nie ze szczególnie skomplikowaną zagadką do rozwiązania, ale dobrze poprowadzony i napisany. A także drugą, której akcja toczy się w XIX wieku – i ta cześć fabuły, to już jest niestety lekkie nieporozumienie. Banalna, ckliwa, harlequinowa opowiastka zupełnie nieprzystająca do talentu pisarskiego jaki May niewątpliwie posiada.
Katarzyna Kubisiowska – „Pilch w sensie ścisłym”
Wydawnictwo Znak, 473 str.
Wydawnictwo Znak, 473 str.
Obok nowej Bondy jest to dla mnie największe rozczarowanie roku. Jako znany „Pilcholub” czekałem na biografię tego pisarza z ogromnym zainteresowaniem. I choć książkę połknąłem w kilka dni to już samą jej zawartością poczułem się… co najmniej zawiedziony. Po pierwsze fenomen Pilcha tłumaczy tu przede wszystkim sam Pilch – masa przytaczanych cytatów czy też wywiadów. Po drugie nie dowiedziałem się o autorze nic szczególnie ważnego czego bym już wcześniej nie wiedział. Po trzecie otrzymałem wiele informacji mało interesujących, które spokojnie można było pominąć – np. rozciągnięte dzieje Starego Kubicy. Po czwarte niezwykle irytowało mnie nadmierne eksponowanie się w tej książce samej autorki. Po piąte jest to wreszcie rzecz napisana słabiutkim stylem, a z tego co doczytałem, roi się w niej również od błędów rzeczowych. Wielka szkoda.
Hanya Yanagihara – „Małe życie”
Wydawnictwo WAB, przełożyła Jolanta Kozak, 813 str.
Wydawnictwo WAB, przełożyła Jolanta Kozak, 813 str.
To też nie jest jakaś dramatycznie zła powieść, ale marketingowy szum, który został wokół niej zrobiony, a zwłaszcza nazywanie jej przez niektórych arcydziełem, nijak ma się do tego co w rzeczywistości otrzymujemy. Ta potężna (przeszło 800 stron) rzecz ma dobry początek, taki sobie środek i totalnie rozczarowującą, melodramatyczną końcówkę. Wystarczy napisać, że sam finał trafiłem za pierwszym razem na zasadzie „to już jest tak naiwnie przerysowane i na siłę udramatyzowane, że wcale się nie zdziwię jak jeszcze bohater X…” i dokładnie to, co uznałem za kiepski żart Yanagihara zafundowała głównym postaciom. Cierpienie Jude’a, głównego bohatera „Małego życia”, który bez końca tnie się i okalecza, miast chwytać za gardło, po kilkuset stronach normalnie nuży, a reakcje jego bliskich na tę autodestrukcję zwyczajnie irytują. Poza tym nieustannie wszyscy wszystkich i za wszystko tutaj przepraszają...