Reklama.
Javier Cercas – „Prędkość światła”
logo
Pierwsze zdanie: „Teraz prowadzę życie fałszywe, życie apokryficzne, podziemne i niewidoczne, chociaż prawdziwsze od prawdziwego, ale wtedy, kiedy poznałem Rodneya Falka, byłem ciągle sobą.”
Javier Cercas tuż obok swojego starszego kolegi po piórze i imiennika Javiera Mariasa, wyrósł mi niespodziewanie na mojego ulubionego hiszpańskiego pisarza. Zachwycił mnie doskonałą powieścią „Żołnierze spod Salaminy”, o której pisałem już tu http://mikolajmarszycki.natemat.pl/6607,literacka-paella a „Prędkością Światła” umocnił swoją pozycję, udowadniając, że „Żołnierze…” to nie był jakiś jednorazowy wybryk. Mamy po prostu do czynienia z kapitalnym pisarzem.
„Prędkość światła” ma bardzo podobną strukturę co „Żołnierze spod Salaminy”. Tutaj również rozchodzi się o sprawy ważkie i najistotniejsze w życiu (takie ja np. wina i odkupienie, miłość i przyjaźń), tu po raz kolejny mamy powojenne traumy (tym razem chodzi o wojnę w Wietnamie) i pomieszanie fikcji z rzeczywistością (choć Cercas nie ujawnia się nawet na milimetr, ba zastrzega nawet, że ta powieść to fikcja, to znów nie sposób się nie domyślić, że jednak sporo pisze o sobie). A ponadto jest to też, w pewnym stopniu oczywiście, książka o pisaniu książek, potrzebie tworzenia i literaturze w ogóle. Ba, nawet stopniowanie napięcia w tych fabułach jest prawie identyczne – wolno się wszystko rozkręca, ale im dalej tym więcej zaskoczeń, i emocje rosną. Czyli co, znowu to samo? Odgrzewany kotlet? Nic z tych rzeczy. Cercas posiadł bowiem sztukę pisania powieści, które choć bolesne są również niezwykle wciągające, bo do krwii prawdziwe, emocjonalne, a także uniwersalne, mądre i takie wielowymiarowe, takie które dużo powiedzą nam o życiu. To również pisarstwo pełne napięcia z rodzaju tych, które łapie za twarz i nie puszcza do ostatniej strony.
logo
Javier Cercas
A o czym ta historia? Wszystko zaczyna się niczym klasyczna powieść kampusowa. Młody Hiszpan, który chce w przyszłości zostać pisarzem wyjeżdża na staż na jeden z amerykańskich uniwersytetów, gdzie wśród wielu interesujących postaci poznaje Rodneya Falka. Milczącego, samotnika o opinii uczelnianego dziwaka. Panowie zbliżają się do siebie dzięki lekcji katalońskiego, które główny bohater udziela Falkowi. Podczas nich i nie tylko, toczą niekończące się spory na temat literatury: „(…) bo prawdziwa literatura nigdy nie zdradza osobowości autora, lecz ją ukrywa. „To prawda – zgodził się Rodney – Ale najlepszym sposobem na to, żeby się ukryć jest mówić dużo na swój temat.”, ale to co sprawi, że Falk stanie się dla naszego niespełnionego pisarza z jednej strony przyjacielem ale i też rodzajem fanatycznej obsesji, to przeszłość wojenna Rodneya w Wietnamie i związana z nią, odkrywana powoli okrutna tajemnica. Myślę, że to już powinno brzmieć zachęcająco, ale jakby ktoś jeszcze nie był przekonany do lektury, to napiszę, że to w zasadzie dopiero początek, bo później np. ciężar powieści przenosi się na Hiszpana, któremu niespodziewany sukces uderza do głowy i w jakimś tam stopniu doprowadza do prawdziwej tragedii. W ogóle obu bohaterów los nie rozpieszcza, obaj szarpią się sami ze sobą i sami w sobie, docierają się nieustannie w tej swojej pięknej acz szorstkiej przyjaźni, obaj wpadają w życiowe zakręty – słowem, dzieje się.
„(…) tylko Rodney, mój bliźni, mój brat – potwór jak ja i jak ja morderca – mógł wskazać mi szczelinę światła w tym tunelu nieszczęścia, którym, bez sił nawet, by pragnąc się z niego wydostać, szedłem samotnie i po ciemku (…)”
I choć Cercas nie należy do tego kalibru mistrzów stylu i frazy jak wspomniany na początku Marias, to opowiada tak sugestywnie, kalrownie, prawdziwie i zmyślnie, że nie mam żadnych wątpliwości, iż mamy do czynienia z wyjątkowym pisarstwem. Są książki które choć bardzo dobre, z czasem jednak zacierają się w naszej pamięci. Śmiem już teraz założyć z góry, że te Cercasa pozostaną we mnie na zawsze.
Za tego typu fragmenty na przykład:
„Nie czułem przerażenia, nie czułem mdłości ani nawet smutku, po raz pierwszy od bardzo dawna nie czułem też niepokoju; czułem coś dziwnie przyjemnego, co nigdy wcześniej nie było moim udziałem, coś jakby bezbrzeżne wyczerpanie albo bezgraniczny spokój, albo jak namiastka wyczerpania lub spokoju, coś co sprawiło, że miałem tylko ochotę wpatrywać się nadal w noc i płakać. „Nicość nasza, która jesteś w nicości”, wypowiedziałem słowa modlitwy. „Nicość imię twoje, nicość królestwo twoje, bądź nicość twoja, jako w nicości tak i w nicości.”

Literackie tropy„Żołnierze spod Salaminy”
Inne tropy – W 2009 roku Cercas wydał książkę „Anatomía de un instante”, w której zajmuje się nieudanym zamachem stanu w Hiszpanii z 23 lutego 1981 roku, za punkt wyjścia biorąc trzech posłów, którzy jako jedyni nie schowali się wtedy za swoimi miejscami podczas strzelaniny.
O czym dokładnie mowa można zobaczyć tu: