Czyli zajmująca opowieść o awanturniczym, pasjonującym życiu Eduarda Limonowa - lekkim piórem, lekkiego megalomana, Emmanuela Carrere.
REKLAMA
Emmanuel Carrere – „Limonow”
Pierwsze zdanie: „Do 7 października 2006 roku, gdy Anna Politowska została zastrzelona na schodach swojego domu, tylko ludzie, którzy z bliska śledzili przebieg wojen w Czeczenii, znali nazwisko tej odważniej dziennikarki, zadeklarowanej przeciwniczki polityki Władimira Putina.”
Zanim przejdę do przysłowiowej rzeczy czyli samej książki i jej bohatera Eduarda Limonowa, jeszcze bardziej przysłowiowe trzy słowa o autorze. Carrere to syn wywodzącej się z arystokracji, słynnej francuskiej historyczki, specjalizującej się w historii Rosji - Hélène Carrère d'Encausse. I bez wątpienia po matce-sowietolożce odziedziczył fascynację tym krajem. Jeździł tam wielokrotnie, mieszkał przez jakiś czas, kręcił tam reportaż (jest bowiem również reżyserem i scenarzystą), a i oprócz „Limonowa” popełnił jeszcze jedną książkę z Rosją w tle pt. „Rosyjski romans”. Nie jest to więc jakiś pierwszy lepszy francuzik, który wymądrza się na temat Rosji, mając jedynie wiedzę z książek, mediów i Wikipedii. O samym imperium pisze bowiem Carrere w tej książce sporo, naprawdę ciekawie i jak mniemam z bardzo trzeźwym osądem. Za to cześć mu i chwała.
Zanim przejdę do przysłowiowej rzeczy czyli samej książki i jej bohatera Eduarda Limonowa, jeszcze bardziej przysłowiowe trzy słowa o autorze. Carrere to syn wywodzącej się z arystokracji, słynnej francuskiej historyczki, specjalizującej się w historii Rosji - Hélène Carrère d'Encausse. I bez wątpienia po matce-sowietolożce odziedziczył fascynację tym krajem. Jeździł tam wielokrotnie, mieszkał przez jakiś czas, kręcił tam reportaż (jest bowiem również reżyserem i scenarzystą), a i oprócz „Limonowa” popełnił jeszcze jedną książkę z Rosją w tle pt. „Rosyjski romans”. Nie jest to więc jakiś pierwszy lepszy francuzik, który wymądrza się na temat Rosji, mając jedynie wiedzę z książek, mediów i Wikipedii. O samym imperium pisze bowiem Carrere w tej książce sporo, naprawdę ciekawie i jak mniemam z bardzo trzeźwym osądem. Za to cześć mu i chwała.
Jest niestety również lekkim megalomanem, bo opisując chronologicznie życie Limonowa, zderza bardzo często jego życiorys ze swoim własnym oraz swoimi przemyśleniami, w jakimś tam stopniu czyniąc z siebie cichego, czy drugoplanowego bohatera tej książki. Co, nie będę ukrywał, mocno mnie podczas czytania „Limonowa” irytowało. I nie wierzę w rzekome antropologiczne zabarwienie tej książki wytworzone dzięki takiemu zabiegowi. Ot, zwykła próżność francuskiego pisarza. Słabe to i nieco psujące lekturę. Trudno. Przyczepiłem się, ale teraz będę już głównie chwalił.
Życiorysem głównego bohatera tej specyficznej powieści (bo to powieść, a nie klasyczna biografia), można by obdzielić dobrych kilka innych żywotów. Wiem, że brzmi to banalnie, ale w przypadku Eduarda Sawienki (prawdziwe nazwisko Limonowa) naprawdę tak jest. W dużym skrócie – syn oficera NKWD, za młodu wielokrotnie aresztowany, chuligan i drobny bandyta w Charkowie. Po wyjeździe do Moskwy młody, obiecujący poeta, który zarabia na życie szyjąc spodnie. W 1974 roku wyjeżdża do USA z piękną żoną. W Nowym Jorku pracuje jako: korektor w gazecie rosyjskich emigrantów, kelner i kamieniarz. Porzuca go żona, stacza się, jest kloszardem i wyrzutkiem. Nieoczekiwanie łapie pracę jako majordomus u pewnego milionera. Pisze głośną i skandalizującą powieść „To ja, Ediczka”, która osiąga międzynarodowy sukces, zwłaszcza we Francji. Przenosi się do Paryża. Tam pisze kolejne powieści i bryluje na literacko-artystycznych salonach. Po rozpadzie ZSRR wraca do Moskwy. Udziela się w życiu politycznym stojąc po stronie postkomunistów. Wyjeżdża na wojnę do Jugosławii i przyłącza się do serbskich partyzantów. Rok później tworzy w Moskwie Partię Narodowo-Bolszewicką i zaczyna wydawać „Limonkę” – partyjną gazetę. Mając za idola Józefa Stalina głosi zadziwiający miks komunizmu z nacjonalizmem, odważnie krytykuje Putina i sam staje się prawdziwym idolem dla wielu młodych Rosjan. Startuje do Dumy, przegrywa. W 2001 roku zostaje aresztowany pod zarzutem działalności terrorystycznej, organizowania grupy zbrojnej, posiadania broni i próbę przewrotu w Kazachstanie. Wychodzi z więzienia po trzech latach. W tej chwili stuknął mu siedemdziesiąty krzyżyk, dobrze się prowadzi (abstynencja, codzienne pompki), dalej udziela się politycznie, pisze. W tzw. międzyczasie miał cztery żony (choć nie gardził też mężczyznami - zarówno w tej książce jak i w „To ja, Ediczka” znajdziecie słynny opis seksu Limonowa z przypadkowym Murzynem) i doczekał się dwójki dzieci. Mało? Jak komuś mało, to dużo więcej znajdzie w książce. Również ten fragment rozmowy bohatera z autorem:
„- To mimo wszystko dziwne. Dlaczego chce pan napisać o mnie książkę?
Podszedł mnie znienacka, ale odpowiadam szczerze: ponieważ ma – albo miał – nie pamiętam już jakiego czasu użyłem – pasjonujące życie. Życie pełne rozmachu, niebezpieczne, życie ryzykowne, które splotło się z historią.
A on odpowiedział wtedy coś takiego, że mnie zatkało. Z tym swoim swoim suchym śmieszkiem, nie patrząc na mnie:
- Gówniane życie, jasne.”
Podszedł mnie znienacka, ale odpowiadam szczerze: ponieważ ma – albo miał – nie pamiętam już jakiego czasu użyłem – pasjonujące życie. Życie pełne rozmachu, niebezpieczne, życie ryzykowne, które splotło się z historią.
A on odpowiedział wtedy coś takiego, że mnie zatkało. Z tym swoim swoim suchym śmieszkiem, nie patrząc na mnie:
- Gówniane życie, jasne.”
Opowieść o Limonowie czyta się świetnie (poza wstawkami autora-megalomana). Książka od razu wciąga. Napisana jest dobrym, lekkim i wartkim stylem, pełna ciekawostek, pikantno-wulgarnych momentów, anegdot czyli konkretnego literackiego mięcha. W końcu to taka współczesna powieść awanturniczo-łotrzykowska. Z pełnokrwistym bohaterem, który nie dość, że przyciąga, a nawet zaczyna fascynować, to jeszcze budzi silne emocje, jest nieprzewidywalny i doprowadza czytelnika do pewnego wewnętrznego rozdarcia. Przynajmniej ja tak miałem. Bo z jednej strony nie sposób nie czuć do niego sympatii, a z drugiej są momenty gdy uważamy go za zwykłego palanta, gardzimy nim czy nawet brzydzimy się pewnych jego zachowań. Nie pisząc już o tych jego wywrotowych poglądach politycznych czy kulcie Stalina. Ale nie jest to wyłącznie zajmująco napisana legenda o Limonowie-kameleonie. Jak już wspomniałem na początku, to również kawał historii Rosji od Stalina do Putina, od totalitaryzmu po „demokrację”. Z ówczesnymi realiami społeczno-politycznymi i mechanizmami, które rządzą tym krajem. Słowem kawał dobrego, interesującego czytania.
Jeżeli tylko przymknie się oko na próżność autora…
Jeżeli tylko przymknie się oko na próżność autora…
Literackie tropy: Eduard Limonow – „To ja, Ediczka”
Kiedyś do wyrwania za kilka złotych na przecenach, teraz już tylko w antykwariatach i na Allegro.
Inne tropy: A tu Limonow u przyjaciół Serbów na wojnie w Jugosławii. I dwa znamienne kadry (tak od 4 minuty): zbrodniarz wojenny Radowan Karadżic bawiący się ze szczeniakiem i Eduard Limonow strzelający z ciężkiego karabinu maszynowego w stronę oblężonego Sarajewa (po latach tłumaczył się, że strzelał na oślep w niebo).
